Visions of Emerald Beyond
Jazzrock, dziś to hasło kompletnie przebrzmiałe, przez wielu wręcz znienawidzone, ale w latach 70. to było coś co elektryzowało masy i pozwoliło takim twórcom gatunku jak Miles Davis (a w Polsce SBB czy Niemen) wskoczyć na zupełnie inny pułap popularności, przenosząc się nieraz z klubów na gigantyczne rockowe festiwalowe sceny. I grać dla zupełnie innej publiki.
Jasne, można w sumie przyjąć że to wszystko urodziło się i umarło razem z Milesem i że prawie wszystkie próby kontynuacji tego nurtu były w pewien sposób żenującymi popłuczynami po ciekawych i mocnych pomysłach Milesa i jego niesamowitych składów.
Mahavishnu Orchestra jednak pozostanie dla mnie na zawsze apoteozą tej koncepcji, na równi fascynującą co Davisowskiego dzieła. Rockowe brzmienia, wirtuozeria, brak jakiegokolwiek zatrzymania, szaleńcze tempa, no i oczywiście Billy Cobham i olśniewający McLaughlin, a także fantastyczni skrzypkowie…
Opisywana tu płyta nie należy chyba do najbardziej uznanych produkcji Mahavishnu (choć może się mylę), dla mnie jednak jest najciekawszym ich dziełem. W odniesieniu do pierwszych, kwintetowych płyt „Visions Of Emerald Beyond” nagrana została w znacznie poszerzonym składzie. A jest to: John McLaughlin - guitars, vocals, Steve Kindler - 1st violin, Jean-Luc Ponty - violin, vocals, electric violin,baritone violin, Ralphe Armstrong -bass guitar, vocals, contrabass, Philip Hirschi – cello, Bob Knapp - flute, trumpet, flugelhorn, vocals, wind, Narada Michael Walden - percussion, drums, vocals, clavinet, Gayle Moran - keyboards, vocals, Carol Shive - 2nd violin, vocals, Russell Tubbs - alto and soprano sax
Ten skład oznacza że boss postanowił rozbudować całość o wątki współczesnej kameralistyki i rozszerzyć znacznie paletę brzmieniową. W efekcie mamy tu totalny mix przeróżnych pasji i inspiracji, począwszy od rozwijającego się szaleńczo, jazzrockowo – progresywnego „Eternity’s Breath”, przez dwie przepiękne oniryczne ballady „Lila’s Dance” i „Earth Ship”, funk, ciut klasyki aż do magnetycznego gitarowo – perkusyjnego „Pegasus” i oratoryjnego finału „On The Way Home To Earth”. Jest też funkowy „Cosmic Strut” ze smyczkowym i dęciakowym motywem a la popfunk.
To co lubię w tej płycie najbardziej to jak jej toku zmienia się ta muzyka. Choć instrumentalne popisy i solówki nie są już dziś czymś atrakcyjnym i pewnie z perspektywy lat są dla nas trochę bardziej cyrkowe, ale wtedy… Cóż, energia i power.
Urzeka również język harmoniczny i melodyczny. Skale, złożenia akordów, które wówczas fascynowały McLaughlina, są niepowtarzalne i niekiedy dość dalekie od jazzowego korzenia. I właśnie to, ogromnie odróżnia jego produkcje od bardziej osadzonego w groovie działania Davisa. O ile solówki są prawie bluesrockowe, to akordyka bywa często stricte współczesna, korzystająca z nietypowych skal (całotonowa) i progresji bliższych, bardziej niż jazzowi, chociażby neoklasykom czy Bartokowi. Przyznaję że na mnie ta kolorystyka bardzo silnie działa i sprawia, że powoduje, że Visions of Emerald Beyond muszę uznać album bijący na łeb wiele znacznie bardziej rozdmuchanych i napompowanych progrockowych produkcji tamtych lat. Tu nie ma pustych przebiegów i bezcelowego kluczenia, jest za to mocne poczucie kierunku, od tajemniczego intro aż po wzniosły, quasi symfoniczny finał.
Smaczki? I owszem, i piękne. I Wokal, i fletowe solo w „Earth Ship”, I Smyczkowa miniatura „Pastoral”, I nieprzewidywalna kompozycja „Faith”… No i oczywiście niby operowa aria w „If I Could See”… I to tyle. Dziękuję, polecam.
- "Eternity's Breath, Pt. 1" – 3:10, 2. "Eternity's Breath, Pt. 2" – 4:50, 3. "Lila's Dance" – 5:37, 4. "Can't Stand Your Funk" – 2:10, 5. "Pastoral" – 3:41, 6. "Faith" – 2:01, 7. "Cosmic Strut" – 3:29, 8. "If I Could See" – 1:17, 9. "Be Happy" – 3:33, 10. "Earth Ship" – 3:43, 11. "Pegasus" – 1:48, 12. "Opus 1" – 0:25, 13. "On the Way Home to Earth" – 4:45
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.