Unmoved Mover
Mistrz no drumming percussion, Vasco Trilla, zaprasza nas na swoją piątą już płytę solową. Tym razem muzyk z Barcelony zdecydował się na pewien samoograniczający koncept. Do wykonania swobodnych, acz z pewnością odrobinę predefiniowanych improwizacji użył bowiem jedynie kotła (timpani) i gongu. Oczywiście jego walizka cudacznych przedmiotów także była dostępna podczas nagrania (choćby szeleszczące robaczki, drżące wibratory, czy smyczek). Muzyka powstała latem ubiegłego roku w Barcelonie, w okolicznościach studyjnych, a składa się z ośmiu części i trwa 41 minut.
Trilla, to także mistrz budowania dźwiękowej tekstury i dramaturgicznego suspensu. Płyta Unmoved Mover szczególnie uwidacznia te akurat zdolności muzyka, jest bowiem pieczołowicie skonstruowana i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Zaczyna ją dźwięk chroboczącego przedmiotu na glazurze kotła, który trzeszczy pod jego naciskiem. Obok wyje mała syrena alarmowa, a także gong, który drży i budzi niepokój. Dźwięki strzelają do nieba i efektownie wybrzmiewają padając na ubitą ziemię. Smyczek piłuje jakąś metalową krawędź, aż do momentu uzyskania śpiewnego pisku. Narracja zdaje się mieć głęboko zaszyty rytm, to parada mikrozdarzeń, która czyni rytuał godny post-gotyckiego ethno. Drugą improwizację buduje small drumming na kotle, którego dźwięk dociera do nas jakby zza grubej kurtyny. Matowe frazy wytłumione niewidzialnym płaszczem. Trzecią część kreuje smyczek i rezonujące przedmioty zanurzone w ciszy - wielkie echo pulsujących mgławic metalicznych dźwięków. W kolejnej opowieści intensywnie drży membrana, pracują gongi, a całość przypomina śnieżną burzę i zagubione pośród niej sanie świętego Mikołaja. Swoją pracę zaczynają też wibratory, a wielka przestrzeń echa zdaje się wzmagać dramaturgię spektaklu. Sacrum rodzi się w naszych uszach, nabiera epickiego rozmachu i ambientowej poświaty.
W piątej odsłonie Trilla stawia już sprawę jasno. Buduje ścianę akustycznego dźwięku. Efekt zdaje się być zaskakujący, biorąc pod uwagę skąpość ekwipunku instrumentalnego. Coś pulsuje na kotle, coś trzeszczy i nabiera masy, aż po stan zawłaszczenia całej przestrzeni dźwiękowej. Szósta część, to niemal sam gong. Bije jak zegar, zwiastuje powrót sacrum po efektowym spektaklu profanum części poprzedniej. Zaraz potem, już w kolejnej improwizacji, powraca wątek ugniatania materii na glazurze kotła. Mały drumming, wielkie echo, znów syrena alarmowa. Pojawiają się gongi, które budują dramaturgię, stawiając systematycznie stemple wysokich dźwięków. Wreszcie finał, bardziej medytacyjny, wytłumiony, znów kreowany minimalizmem brzęczącego gongu. Obok oddycha kocioł, a do głównego nurtu opowieści podłączają się ... pozytywki, grające slapstickowe melodie, ale nie burzące magii ceremoniału. Rezonujący świat fake sounds podkreśla wagę spektakularnego zakończenia. Dzieło wieńczy pozytywka, która napotyka na finałową ciszę.
Unmoved Mover, Hylomorphism, Ousia, Living Bodies, Nous, Hylozoism, Celestial Spheres, Casueless Spheres
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.