Souvenance
Anouar Brahem, tunezyjski wirtuoz lutni oud, wraca z nowym albumem. Jego ostatnią płytę „The Astounding Eyes Of Rita” z 2009 roku poznaliśmy już dobrze nie tylko wielokrotnie słuchając krążka, ale i spotykając się z tą muzyką na koncertach – Brahem odwiedził Polskę z tym programem kilkakrotnie. I jakże nie byłaby ona zdumiewająco piękna, zawsze ciekawe jest poznanie, co aktualnie taki artysta jak Brahem ma do zaprezentowania. Najnowszy, dwupłytowy album „Souvenance” przynosi nowe elementy w jego twórczości: kwartetowi Tunezyjczyka towarzyszy orkiestra smyczkowa, specjalnie dla której po raz pierwszy komponował, zaś repertuar inspirowany jest wydarzeniami, które wstrząsnęły jego krajem i całą Północną Afryką w ostatnich latach. „Nie twierdzę, że istnieje bezpośredni związek między nimi a moimi kompozycjami”, mówi Brahem, „ale byłem pod ich silnym wpływem”.
Co do samej muzyki, to miłośnicy Brahemowskiej subtelnej formy i głębi uczuć nie będą zawiedzeni. Ten artysta ma umiejętność tworzenia piękna, które trafia w najczulszy punkt słuchacza: obezwładnia go i z miejsca czyni jego wyznawcą. Emocje wydają się tu czyste, nagie, a przy tym podane w nienachalny, pełen przestrzeni i oddechu sposób. Tych poruszających, skupionych, znaczących momentów na „Souvenance” Brahema jest wiele i dla nich warto poświęcić jej czas. Nowemu albumowi bliżej do impresyjności „Le Voyage de Sahar” czy „Le Pas du chat noir” aniżeli transowości „The Astounding Eyes Of Rita” bądź „Barzakh”, a to za sprawą braku instrumentów perkusyjnych. Muzyka na „Souvenance” swobodnie więc meandruje: okresy oddechu bądź gwałtowności przychodzą falami, niczym niesione przez nieprzewidywalny wiatr. Jej serce bije nieregularnie, to porywczo przyspieszając, to śniąc w zachwycie.
Interesujący jest podział ról między muzykami. Mocno wyeksponowany bowiem jest bas Björna Meyera, który jest nośnikiem intensywnych, niebezpiecznych zrywów. Fortepian François Couturiera stanowi przede wszystkim rozmarzony, liryczny akompaniament, zaś klarnet basowy Klausa Gesinga przynosi wyciszenie, by za chwilę wzruszyć lamentem.
Czy zatem wytwórnia ECM może pochwalić się kolejnym arcydziełem? Tego nie jestem taki pewien, gdyż brak mi poczucia by materiał przygotowany przez Brahema efektywnie wypełniał długi, dwugodzinny album. Z czasem zauważa się powielane pomysły na budowę dramaturgii utworów, zaś nad konkretnym muzycznym przekazem tu i ówdzie górę bierze monotonna ilustracyjność. Chwilami ma się wręcz wrażenie, że artyści nie wiedzą, ku czemu zmierzają; brakuje im koryfeusza. Gdyby więc na „Souvenance” składał się jeden krążek, jestem przekonany, że jego siła i esencjonalność wyrazu byłyby znacznie większe.
CD 1: Improbable day; Ashen sky; Deliverance; Souvenance; Tunis at dawn; Youssef's song. CD2: January; Like a dream; On the road; Kasserine; Nouvelle vague.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.