The Quartet - Sławomir Kulpowicz Complete Edition I
Na te nagrania czekaliśmy wszyscy. Ci którzy byli naocznymi świadkami narodzin i działalności zespołu oraz ci, którzy mieli okazję dowiedzieć się o The Quartet w czasach kiedy zespół się reaktywował. Sądzę też, że czekali na nie również i ci, którzy jeszcze o tej legendarnej formacji nic nie wiedzą, bo przecież zawsze czeka się na muzykę, która ma ten wielki dar poruszania ludzkiej wyobraźni.
The Quartet był zespołem, który działał krótko. Zaledwie dwa lata. W tym czasie zagrał wiele koncertów i nagrał trochę muzyki, która jednak nie miała szczęścia wydawniczego. Paradoksalnie chyba najłatwiej było swego czasu sięgnąć po ich kultową już płytę wydaną przez Leo Records, a wyprodukowaną przez Edvarda Vesalę, zatytułowaną „Loaded”. Wystarczyło nie przegapić koncertu zespołu w chwili kiedy się na krótko wznowił działalność. To było trochę ponad 5 lat temu, niedługo przed śmiercią Sławomira Kulpowicza.
To oczywiście nie był ten sam The Quartet, który zadziwiał świat w końcówce lat 70. Nie ten sam choć skład był przecież identyczny. Znakomitą formę zachował praktycznie tylko jego lider i mózg – Sławomir Kulpowicz, Tomasz Szukalski był tylko cieniem tego Szakala, którego pamiętamy sprzed lat, a sekcja rytmiczna Paweł Jarzębski – kontrabas i Janusz Stefański – perkusja jakby też trochę wytraciła swoją słynną organiczną siłę. Przy okazji reaktywacji zespołu, firma A.M.I. Production dostała pozwolenie wydania na potrzeby trasy koncertowej tej muzyki, którą zawierał nagrany w helsińskim studiu nagraniowym album „Loaded”. Idąc więc na koncert nie sposób było przegapić okazji i nie zaopatrzyć się w jedyny chyba wówczas dostępny dokument działalności zespołu.
(fot. Mirosław Ryszard Makowski)
O zgrozo jedyne co mieliśmy i to nie każdy kto chciał, było produkcją zagraniczną i co gorsza dostępną trochę poza oficjalnym obiegiem. Dziwne to, bo przecież grupa cieszyła się opinią jednej z najwspanialszych w Europie końca lat 70. Byli nawet słuchacze skłonni porównywać ją do europejskiego kwartetu Keitha Jarretta z Janem Garbarkiem, Palle Daniessonem i Jonem Christensenem. Co więcej, oczarowała także publiczność amerykańską. Po ich koncercie w nowojorskim Village Vanguard właściciel klubu podobno przeszedł do garderoby z kontraktem w rękach. Jedyne co trzeba było zrobić, aby amerykański sen się zaczął ziszczać, to rzucić dotychczasowe życie w Polsce i zostać tam, w mekce światowego jazzu. Tak się jednak nie stało. Nie wiadomo czy dobrze czy źle. Nie jest to już dziś rzecz do rozstrzygnięcia. Nie ma więc większego sensu zastanawiać się co by było gdyby.
Ale słuchając opowieści o tej grupie i tych małych skrawków dostępnej muzyki, można zaryzykować stwierdzenie, że takie zespoły jak The Quartet nie mogą istnieć długo i powracać do aktywności ot tak, na pstryknięcie palcem. To był band świetnych muzyków, w którym na dodatek wszystko zaiskrzyło tak jak powinno i w tym samym czasie. Ale jego rozwój był dynamiczny. Zdarzenia rozgrywały się w oszałamiającym tempie. Podobno zespół z koncertu na koncert brzmiał lepiej, mocniej, grał śmielej, z coraz większym rozmachem. Z takim impetem nie da się działać zbyt długo. Aby grać niemal jak bogowie trzeba na stosie muzyki złożyć wielką ofiarę, zaryzykować na tyle dużo, że cena do zapłacenia w efekcie końcowym jest ogromna. Bez szwanku wychodzi z tego starcia tylko muzyka, muzycy już nie.
A w The Quartet spotkały się przecież bardzo silne indywidualności, które przecież dzieliły tę wspólną przestrzeń twórczą wcale niekoniecznie na zasadach pokojowego współistnienia. To była wybuchowa mieszanka. Szelmowsko odważny i arogancki Tomasz Szukalski stawał na jednej scenie z architektem całości, muzykiem-erudytą ogarniającym więcej - Kulpowiczem. Frontman kontra master mind, a ich konflikt podsycany był brawurową grą i pewnością siebie sekcji rytmicznej. W takiej naelektryzowanej atmosferze nie sposób działać bez końca.
Odrobinę wiedzy na ten temat, a jak nie wiedzy to przynajmniej nie pozbawionych racji przypuszczeń, dostarcza nam podwójny album ze świeżo wydanej serii Sławomir Kulpowicz Complete Edition I. Mamy tu nagrania zrealizowane przez Polskie Radio z 1977 roku, a więc z początków istnienia zespołu oraz rejestracje studyjne ze schyłku działalności grupy, a także nagranie dokonane podczas występu na żywo w Sali Filharmonii Warszawskiej dwa lata później. Dystans niby nie długi, ale w historii zespołu tyleż ogromny co pouczający.
Z jednej strony znakomicie zapowiadający się kwartet, z drugiej kwartet wytrawny, zaprawiony w bojach i co tu kryć niemal natchniony. Z jednej grupa na starcie, jeszcze bez do końca wytyczonej drogi, z drugiej ansambl w apogeum formy, dysponujący wielką swobodą, tą, którą w dołączonej do płyty liner note, Tomasz Tłuczkiewicz opisał jako wiarę w mistyczną moc muzyki.
To co było najlepszym paliwem dla zespołu, w końcu straciło go z nieba. Najbardziej smutne jest jednak to, że żadne z tych nagrań, nie wiadomo po co skrywane w archiwach radiowych, nie zostało wydane w czasach kiedy Kulpowicz i Szukalski byli wśród nas i, że inicjatywa wydania tych arcyważnych dla dokumentacji polskiego jazzu sesji nie wyszła z gmachu przy Al. Niepodległości.
No ale w końcu są. Zawdzięczamy je uporowi pani Korczyńskiej z Funadacji Sławomira Kulpowicza i dobrej woli kilku przyjaciół muzyki Sławomira Kulpowicza, którzy już w Polskim Radiu nie pracują, ale którym udało się wznieść poza biurokratyczną inercję. Brzmią dobrze, wydane są starannie, opatrzone ważnym tekstem pióra naocznego świadka powstania, działania i odejścia ze sceny jednego z najwspanialszych zespołów jakie kiedykolwiek wydał polski jazz. Czego chcieć więcej?
CD1: 1977-1979 Radio Tape: 1. Yesternow Message, 2. The Promise, 3. Utoplaszka, 4.Arlekin's Dance, 5. Capricorn Brothers, 6. Namashkar BluesCD2: Live At Warsaw Philharmonic Hall: 1. Mr. Person, 2. Asha, 3. Train People, 4. Macondo, 5. I Want To Talk About You
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.