Play Blue - Oslo Concert
Paul Bley, nestor kanadyjskiego jazzu, dziś prawie 82-letni muzyk, urodzony w Montrealu, ale mieszkający przez długą część swojego życia w Stanach Zjednoczonych, ten „jeden z niewielu” pianistów, któremu przypadła w udziale współpraca z legendarnym saksofonistą, Ornette Colemanem.
Ale Bley nie definiuje siebie poprzez relację z Colemanem. Nie musi. Poprzez własną, bogatą, zarówno w kontekście wydawniczym, jak i stylistycznym, twórczość uważany jest za jedną z kluczowych osobistości kanadyjskiej muzyki jazzowej.
Mając za sobą przygodę z eksperymentami dźwiękowymi z pionierskim wykorzystaniem elektronicznych instrumentów muzycznych, z czasem powrócił na dobre do fortepianu. Jak wiele z tego instrumentu potrafi wydobyć doskonale słychać na krążku, stanowiącym zapis występu artysty na norweskim Oslo Jazz Festival w 2008 r.
Koncert otwiera utwór „Far North”. Długa, rozpoczynająca się pogodnym staccato kompozycja. Po trwającym kilka minut lekkim i miłym dla ucha wprowadzeniu utwór łamie ustalony rytm i przybiera trudniejszy do zdefiniowania, bardziej melancholijny ton. Właściwie dopiero wówczas słuchacz uświadamia sobie, że poza ledwie słyszalnym pomrukiwaniem pianisty, żaden instrument nie towarzyszy fortepianowi. Akordy wypełniają jednak całą przestrzeń, są pełne, nasycone, głębokie, chwilami ciężkie, innym razem delikatne i subtelne.
„Way Down South Suite” z delikatnie zarysowanym tematem we wprowadzeniu, który przechodzi w niełatwą w odbiorze improwizację, która w okolicach połowy długości utworu nabiera melodyjności, subtelności, łagodności. Wyraźne nawiązania do muzyki bluesowej ujawniają w tej długiej kompozycji potencjał do rozkołysania słuchacza, zanurzenia się w oceanie wrażeń, odczuć, emocji.
Po dwóch kilkunastominutowych suitach program koncertu dopełniają krótsze „Flame” i „Longer”, a w finale standard Sonny’ego Rollinsa „Pent-up House”, w charakterystyczny, emocjonalny sposób zinterpretowany przez Bley’a. W ogóle płyta z materiałem z tego niezwykłego koncertu kapie emocją. Gdy zamknie się oczy, można nieomal ujrzeć artystę pochylającego się z czułością nad klawiaturą, na spowitej w półmroku scenie, poczuć się jednym ze słuchających na żywo, w skupieniu miłośników muzyki.
Utwory, jeden po drugim, ujawniają jak żywą tworzą kombinację pasji, namiętności, gwałtowności, liryzmu.
Choć muzyka z Play Blue: Oslo Concert zabrzmiałaby równie zacnie na koncercie muzyki współczesnej, bez wątpienia dominuje w niej element improwizacyjny, jazzowy.
Jak powiedział swego czasu Lester Bowie: jazz nie polega na tym co się gra, ale w jaki sposób się to gra. To stwierdzenie najbardziej adekwatnie definiuje koncert Paula Bley w Oslo.
Oslo Concert nie jest zestawem na co dzień. Ale każde kolejne odsłuchanie całego materiału (nie wyobrażam sobie dzielenia tej płyty na fragmenty) wzmacnia więź między słuchaczem, a utworami, które pianista zagrał na festiwalu w Norwegii.
1. Far North, 2. Way Down South Suite, 3. Flame, 4. Longer, 5. Pent-Up House
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.