Istotnym potwierdzeniem powyższej tezy może być jej nowa płyta solowa In Otherness Oneself. To intrygujący, post-klasyczny manifest muzyczny, uroczo okraszony wątkami literackimi (także tymi pisanymi i czytanymi po polsku, albowiem związki Słowenki z Polską są dość zażyłe!), podwójnym śpiewem damskim, który znamy z epickich płyt Oktetu Draksler, a także tytularnymi odniesieniami do klasyka free jazzu, Cecila Taylora.
Słowno-muzyczny spektakl Draksler zaczyna się głosem z offu, który czyta tekst, szepce słowa o umieraniu ciężkim, starczym tembrem, a towarzyszą mu pojedyncze uderzenia w klawiaturę fortepianu. Ów minimalistyczny flow pachnie marszem pogrzebowym, przypomina aurą dżdżysty poranek, pozbawiony promieni słonecznych. Wraz z upływem czasu post-klasyczna melodyka rozkwita niczym pąk róży, a na zakończenie zdobią ją klasycznie frazujące wokalistki, które znamy z oktetowych płyt pianistki. Utwór otwarcia trwa tu prawie dwanaście minut, ale kolejne opowieści są już bardziej zwarte w ujęciu czasowym. Druga część kontynuuje estetykę pierwszej, prowadzona jest w jeszcze bardziej molowym nastroju i zdaje się być bardziej abstrakcyjna w formie. W trzeciej historii pojawia się programowany keyboard, który prowadzi wspólny strumień narracji z minimalistycznym fortepianem. Rwane, nerwowe frazy obu instrumentów lepią się w pewną rytmiczną strukturę. Znów całość zdaje się być nieco abstrakcyjna, ale żywa, energiczna, daleka od funeralnej powolności poprzednich opowieści. Chwilami przypomina ragtime, napromieniowany kreatywnością improwizatorki. Na finał kilka uderzeń w czarne klawisze zwiastuje nadchodzącą burzę. Szczęśliwie na tym etapie podróży czeka na nas jedynie cisza po zakończeniu traku.
W czwartej części Kaja powraca do minimalistycznego, post-funeralnego klimatu. Wokół panoszy się cisza, a sama narracja leje się przez ręce, jakby fortepian przez moment stracił strojenie. Artystka buduje narrację z repetycji i znaków zapytania. Mruży oczy, pracuje na wdechu, cedzi dźwięki przez durszlak o wyjątkowo małych oczkach. Prawdziwy deadman walking! Z kolei piąta opowieść, najkrótsza na płycie, o polskim tytule, to skoczne, frywolne piano i uroczy tekst Gombrowicza, tu zdecydowanie bardziej abstrakcyjny w treści niż sama narracja muzyczna. W szóstej opowieści artystka pozostaje w klimatach nieco bardziej rubasznych. Skacze po klawiaturze, a dźwięki jej instrumentu zdają się nabierać nieco syntetycznej poświaty, dziwnego echa, które buduje suspens i pewną nieprzewidywalność przekazu fonicznego. Z czasem narracja z jednej strony staje się jakby lżejsza, delikatniejsza, z drugiej bardziej mroczna, wręcz zatrwożona. Mamy wrażenie, że instrument został tu wystawiony na otwartą przestrzeń, po której hula wiatr i kołysze pudłem rezonansowym. Szczęśliwie na koniec artystka i jej narzędzie pracy łapią odrobinę taneczności, jakby nastrój chwili został tu wzięty w dramaturgiczny cudzysłów. Finałowa opowieść znów pachnie post-klasycyzmem, znów syci się mrokiem i sentencją niedopowiedzeń. Echo, małe klawisze, te czarny jakby ciężkie, te białe lekkie, nawet frywolne, z dużą ilością ciszy pomiędzy frazami.
Kaja Draksler In Otherness Oneself (Unsounds, LP/DL 2022). Kaja Draksler – fortepian, ćwierćtonowy keyboard (programowanie – Gianluca Elia). Słowa wykorzystane w utworze Away! pochodzą z tekstu In The Cleaning Roberta Frosta (śpiewane przez Laurę Polence and Björk Níelsdóttir), z kolei w utworze Tenis Stołowy, to fragmenty Dzienników (1953-56) Witolda Gombrowicza, czytane przez autora. Sam tytuł płyty inspirowany jest poematem Aquoueh R-Oyo autorstwa Cecila Taylora. Siedem utworów (wersja LP zawiera sześć), łącznie 40 minut muzyki, nagranej w kwietniu ubiegłego roku w Amsterdamie, w miejscu zwanym Splendor.