October Suite
Pierwsza pandemiczna jesień, gigantyczne restrykcje, na trybunie festiwalowej publiczność, którą można policzyć na palcach kilku dłoni, a na scenie szóstka muzyków. Jazzowe trio RGG, które uwielbia improwizować oraz trójka doproszonych gości (Grzywacz, Majewski i Strycharski), którzy w formule swobodnej improwizacji czują się jak ryby w wodzie. Już przed finałowym koncertem 15. edycji warszawskiego festiwalu Ad Libitum było wiadomo, że to nie może się źle skoczyć. Dokumentacja foniczna wydarzenia – dziś dostępna na CD – potwierdza dodatkowo, że wyszło naprawdę smakowicie.
Rzeczony koncert dostajemy w jednym strumieniu dźwiękowym, bardzo zgrabnie podzielonym na siedem części, z których każda zdaje się być dobrze skonstruowaną opowieścią w zadanej estetyce. Początek, to open jazz wykreowany przez trio bazowe i wokalistkę. Kornet i flet pojawiają się w grze na etapie dość już żwawej narracji. Improwizacja syci się jazzowymi rozwiązaniami, ale cechuje także dużą swobodą i daje przestrzeń do kreatywnego działania dla każdego z muzyków. Nim upłynie dziesiąta minuta koncertu, bystry sekstet osiąga pierwszy, niemal free jazzowy szczyt. On sam przypada na track drugi, z kolei track trzeci, to faza tłumienia emocji i budowania nowej ekspozycji na bazie repetującego basu. Flow szkli się tu zmysłowym ambientem o posmaku ethno, generowanym wokalizą i śpiewnym kornetem. W kolejnej części koncertu początkowo prym wiodą słodkie frazy fortepianu, a na gryfie kontrabasu pojawia się po raz pierwszy tego wieczoru smyczek. Improwizacja nabiera wszakże nieco abstrakcyjnego posmaku i zdaje się generować całe mnóstwo wielogatunkowych skojarzeń. Nie brakuje melodii i udanych spięć dramaturgicznych. Tymczasem dynamika nagrania niepostrzeżenie rośnie i całość zaczyna balansować na granicy emocji typowych dla free jazzu. Pianista stara się dbać o ład i porządek, ale zwinny drummer wnosi ekspozycję na kolejne wzniesienie, z którego droga powrotna wiedzie urokliwymi ścieżkami dźwiękowymi, generowanymi głównie przez sekcję gości.
Bardzo ciekawie rozwija się epizod piąty. Najpierw ciepłe piano i rezonujące talerze, posmak jazzu, ale także – po raz kolejny – etnicznie brzmiącego ambientu. Tuż potem koncert zdaje się wchodzić w jedną z najbardziej interesujących faz. Dron basu splata się tu z oddechami fletu, bystrze pulsuje kornet, a wokalistka zaczyna gwizdać. Narracja stoi w miejscu, ale skrzy się wyjątkową paletą brzmień i interakcji. Poziom trzyma też kolejny fragment koncertu, który wyłania się z ciszy i mroku, płynie długimi frazami, przy wsparciu minimalistycznego fortepianu. Dobrze tu wyglądają akcje smyczka i lekkiego drummingu. W momencie, gdy muzycy wracają do jazzowych rozwiązań, stymulowanych melodyjnym kornetem, zaczyna się finałowa narracja. Początkowo przypomina stylową, ale jakże balladową rozbiegówkę. Jednak w pewnym momencie artyści, niemal jednym głosem, zarządzają efektowną wspinaczkę. Kolektywna, nerwowa narracja formuje się tu w efektowne crescendo, które narasta niemal do ostatniej minuty koncertu. Emocje sięgają zenitu, a konsekwencja muzyków stawia nas do pionu. Piękne zwieńczenie koncertu, soczyste, gęste i doskonale ugaszone.
October Suite Part 1-7
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.