Now This
Sprawa jest poważna, kiedy na rynku ukazuje się płyta Garry’ego Peacocka. BO Peacock to człowiek, który grał z Albertem Aylerem. Fakt dawno, ale jednak na jego najwspanialszych płytach wydanych w ESP Disk. Grał z Paulem Bleyem wielkim kanadyjskim mistrzem fortepianu, a potem w latach 80. wszedł w oszałamiającą triową konstelację z Jackiem DeJohnettem i Keithem Jarrettem, która wciąż jest jednym z wcale nie tak licznych wzorców koncepcji fortepianowego trio.
Zliczyć jego pomniejszych, ale w żadnym wypadku nie gorszych aktywności chyba nie sposób, a nagrań sygnowanych własnym nazwiskiem pominąć zwyczajnie nie wypada, bo i tam przez dekady przytrafiło się sporo wspaniałej muzyki. Wśród nich jest, piękna duetowa „Azure” nagrana z Marylin Crispell i wydana ledwie dwa lata temu. Jest tam również z jego własne trio, w którym za klawiaturą fortepianu zasiada Marc Copland i słynny perkusista Joey Baron.
Ostatnie dni przyniosły nam właśnie płytę tej formacji, która pewnie tak słynna jak Jarretowskie trio nigdy nie będzie, ale która też należy do grona zespołów idealnie skomponowanych i nie mających żadnych ograniczeń. Klasyczny skład tu mamy, ale jak się okazuje w jego obrębie można tak urządzić świat dźwięków, że ani przez chwilkę nie mamy wątpliwości kto jest liderem i jednocześnie czujemy, że zachowana została autonomiczna przestrzeń dla każdego z pozostałych muzyków. NIe wiem jak to się udało zrobić, ale się udało.
Siedem na jedenaście utworów na płycie wyszło spod pióra Peacocka, w tym olśniewająca umiarem „Gaia” i „Shadows” oraz słynna majestatyczna „Vignette” a także lapidarne, w mistrzowski sposób zamykające całość „Requiem”). Dwa pokazał Copland, jeden Baron i jeden tylko nie jest kompozycją własną członków grupy, ale perełką, jaką zawdzięczamy innemu wielkiemu mistrzowi kontrabasu, Scottowi LaFaro.
Żadna nie przekracza siedmiu minut, cztery kończą się przed upływem pięciu i niech mnie kule biją każda, choć zbudowana w równej mierze z ciszy co dźwięku, nasycona treścią po same brzegi. To taka muzyka składająca się z samych najpotrzebniejszych dźwięków. Niedopowiedziana, ale też zostawiająca miejsce słuchaczowi, który odnajdzie się w niej w znacznej mierze dokładanie na takich warunkach, na jakich będzie chciał.
Less is more – powiadają niektórzy i jeśli mają rację to „Now This” jest tego wspaniałym ucieleśnieniem. To piękna i mądra, jazzowa płyta, nagrana w słynnym Rainbow Studio przez bardzo ważnego reżysera dźwięku Jana Erika Kongshauga, z horendalnie nieatrakcyjną okładką, słabym zdjęciem zespołu, wewnątrz książeczki, odarta z jakichkolwiek innych informacji niż tzw. credits i z muzyką, w której nie wiem już który raz zanurzam się z wielką i niesłabnącą przyjemnością. Idealna na ten czas, na środek nocy z 11 na 12 maja, na dzień, w którym 80 lat temu urodził Gary Peacock. Pozostawia po sobie same dobre myśli.
01. Gaia, 02. Shadows, 03. This, 04. And Now, 05. Esprit de Muse, 06. Moor, 07. Noh Blues, 08. Christa, 09. Vignette, 10. Gloria's Steps, 11. Requien
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.