MBefore
Michael Bisio należy do czołówki współczesnych kontrabasistów działających na polu avant-jazzu. Amerykanin ma na koncie ponad setkę albumów, a wśród liderów z którymi współpracował wystarczy wymienić nazwiska takie jak Matthew Shipp, Ivo Perelman i Joe McPhee. W pełni zasłużenie ceniony i doceniany muzyk jednak stosunkowo rzadko nagrywa w roli lidera. W trakcie trwającej ponad trzydzieści lat kariery „MBefore” jest bodaj dopiero czternastym krążkiem, na którym Bisio samodzielnie przewodzi zespołowi.
Każdy kto choć trochę orientuje się who is who w świecie poszukującego jazzu, bez wahania przyzna, że kontrabasista współpracowników dobrał sobie wybornych. Karl Berger, Mat Maneri i Whit Dickey to nazwiska, których miłośnikom improwizacji nie trzeba przedstawiać, a jak to w świecie muzyki improwizowanej często bywa - artystyczne ścieżki całej czwórki wielokrotnie przecinały się już wcześniej.
Słuchając „MBefore” kilkukrotnie zastanawiałem się co było pierwsze? Koncepcja muzyki, która narzuciła konstrukcję składu, czy kształt zespołu, który wykreował takie a nie inne brzmienie? Nie da się nie zauważyć, że zestawienie tych konkretnych instrumentów w dużej mierze z góry określa zakres dynamiczny i brzmieniowy możliwości kwartetu, równocześnie sygnalizując, że mamy do czynienia z czymś nieczęsto spotykanym. Bez wątpienia dwa instrumenty strunowe i dwa perkusyjne to zestawienie niecodzienne i nastawione na osiągnięcie efektu oryginalności. Faktycznie trudno odmówić albumowi lekkości i pewnego rodzaju zwiewności. Niezwykła jest też plastyczność muzyki kwartetu - czy to w kompozycjach lidera, czy Karla Bergera, czy wreszcie podczas wykonywania standardu „I Fall to Love Too Easily”. Głębokie, gęste brzmienie kontrabasu kontrastowane jest intensywnymi, często granymi nieco „wbrew” partiami altówki (choć zdarzają się też momenty gdy oba traktowane smyczkami instrumenty brzmią bardzo zgodnie). Udział Karla Bergera wydaje się nie do przecenienia, bo choć przez większość czasu wibrafonista gra raczej oszczędnie - potrafi z jednej strony nakreślić bardzo swobodną przestrzeń, z drugiej ujawnia w sposobie obchodzenia się z instrumentem zaplecze wywiedzione jeszcze ze szkoły bopowej. Z kolei gra Whita Dickey’a to popis umiejętności panowania nad zestawem perkusyjnym, którego rolą w tym przypadku jest subtelne dopełnienie całości paletą niezbyt nachalnych barw.
„MBefore” to album kontrastów - z jednej strony niemal od A do Z skomponowany, melodyjny i niezbyt trudny do przyswojenia. Z drugiej strony muzycy kwartetu zgrabnie uciekają od sztywnych ram, śmiało eksperymentują z elastycznością muzycznej materii i nie wahają się sięgnąć po dysonanse. Najlepsze efekty czwórka improwizatorów osiąga w zmaganiach z zapisanymi zawczasu utworami, balansując na krawędzi kompozycji i improwizacji. W kolektywnie stworzonym finale albumu wypadają nieco mniej przekonująco, co na szczęście nie umniejsza wartości tego nagrania.
- AC 2.0, 2. Sea V 4 WD Part 2, 3. Crystal Fire, 4. I Fall In Love Too Easily, 5. Intravenous Voice, 6. R. Henri, 7. Sea V 4 WD Part 1, 8. Still, 9. Um
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.