Kalo Yele
We współczesnej muzyce jazzowej bardzo istotne są wyróżniki. Nagrane zostało już tak wiele, że oryginalność stała się cechą standardową. Jedni skupiają się więc na nowym materiale, inni na nietypowej formie, czy niecodziennym składzie zespołu. Aly Keita, w świecie jazzowym zaistniał za sprawą swojego oryginalnego instrumentu – Balatonu - dalece odbiegającego od jazzowego kanonu. Ten balafonista pochodzi z Wybrzeża Kości Słoniowej, a jego ostatnia płyta „Kalo – Yele” pokazuje, jak wiele wspólnego ma ze sobą tradycyjna muzyka afrykańska z zachodnią formułą jazzowego grania.
„Kalo-Yele” to nagrany w trio, akustyczny album, budujący pomost pomiędzy Szwajcarią, a Wybrzeżem Kości Słoniowej. To właśnie stamtąd pochodzi lider i pomysłodawca tego oryginalnego projektu - Aly Keita- najbardziej znany balafonista, w świecie muzyki jazzowej. Na swoim koncie ma współpracę z takimi wyjadaczami jak Joe Zawinul, czy Jan Garbarek. Z czasem przejął inicjatywę i zaczął nagrywać albumy pod swoim nazwiskiem (debiutancki Akwaba Inisene w 2008).
Jego instrument to balafon - afrykański odpowiednik ksylofonu, który zbudowany jest z wydrążonych owoców tykwy. Na „Kalo-Yele”, soliście towarzyszą Jan Galega Brönnimann na klarnecie basowym, kontrabasowym i saksofonie, a także perkusista - Lucas Niggli. Obaj panowie, mimo że na stałe związani są ze Szwajcarią, urodzili się Kamerunie. Ich pociąg do afrykańskich tradycji jest więc historycznie uzasadniony.
Muzyka na „Kalo-Yele” to kompozycje wspaniale zrytmizowane, w większości taneczne i radosne. Album zyskuje dodatkowy kolor, dzięki zmieniającej się sekcji rytmicznej. W większości utworów jest to klarnet basowy i perkusja, jednak gdy Jan Galega Brönnimann przechodzi na saksofon sopranowy, sekcja ubożeje, zyskując bardziej surowy, perkusyjny wymiar (Abdijan Serenade, Mamabamoko). Najjaśniej na albumie świeci gwiazda lidera – Aly Keita. Demonstruje on możliwości wykonawcze balafonu, jego bogactwo harmoniczne i przede wszystkim klimat jaki można uzyskać, za sprawą ciepłego, przyjemnie sfilcowanego dźwięku, prosto z egzotycznej Afryki. Dzięki jego popisom, nawet w domowym zaciszu, można poczuć ducha dalekiej, międzykontynentalnej podróży.
„I want my music to be alive and energetic, full of hope and love, music that I can share with the public and through which public and I can share our joy” . Te słowa w ustach zblazowanych, światowych jazzmanów mogą wydawać się banalne i wtórne, ale gdy wypowiada je prostolinijny Afrykańczyk - Aly Keita brzmią wiarygodnie i bardzo poważnie. Nie inaczej jest z materiałem na płycie „Kalo – Yele”. To zbiór melodii, które co prawda nie odkrywają nowych jazzowych wymiarów improwizacji; nie ma tam wykonawczego kunsztu, czy poruszających kompozycji. A jednak „Kalo – Yele” to bardzo udany album, poszerzający granice muzyki „world”. Dzięki ciekawemu instrumentarium, międzynarodowej współpracy muzyków, a także odczuwalnej beztrosce całego tria, materiał na płycie zyskał nowy, ożywczy wymiar. Oryginalna muzyka, z jazzową duszą w afrykańskim ciele.
1. Kalo-Yele (Keïta) 5:00, 2. Nyanga (Brönnimann) 4:54, 3. Bean Bag (Niggli) 6:04, 4. Mamabamako (Brönnimann) 5:13, 5. Makuku (Keïta) 4:47, 6. Langa (Brönnimann) 4:107. Abidjan Serenade (Brönnimann) 5:06, 8. Dreams of Mikael (Keïta) 6:04, 9. Bafut (Brönnimann) 4:29, 10. Adjamé Street (Keïta) 4:58
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.