In-house Science
Nie tak całkiem dawno w moje ręce trafił tegoroczny krążek tria: Arild Andersen, Paolo Vinaccia i Tommy Smitha – In-house Science wydanego staraniami oficyny wydawniczej ECM. Skandynawski jazz ma w swojej galerii sław nazwiska, które rezonują w świadomości fanów muzyki. Jednym z nich jest nestor norweskiego jazzu, Arild Andersen, wirtuoz kontrabasu, mający w swej ponad półwiecznej karierze współpracę z takimi artystami jak Jan Garbarek, Dexter Gordon, Bill Frisell, Sonny Rollins, czy Chick Corea, albo Tomasz Stańko, Tommy Smith to młodszy o generację szkocki mistrz saksofonu, cudowne dziecko, które jako nastolatek z sukcesem podjęło szturm jazzowej sceny, zdobywając uznanie publiczności, krytyków i wielkich świata jazzowego, jak wymieniony wcześniej Chick Corea, czy Gary Burton, John Scofield.
Pochodzący z Włoch kapitalny perkusista Paolo Vinaccia, od czterech dekad mieszka w Norwegii, gdzie współpracuje z plejadą skandynawskich muzyków, a efekty jego współpracy dokumentują liczne wydawnictwa płytowe.
In-house Science to album stanowiący zapis koncertowego występu tria, na który składa się sześć dość urozmaiconych stylistycznie, brzmieniowo i rytmicznie kompozycji autorstwa Arilda Andersena.
Jeśli receptą na dobrą, pozostającą w pamięci płytę, jest mocne, intrygujące rozpoczęcie i silne, frapujące zakończenie, najlepiej z przysłowiowym „trzęsieniem ziemi”, to ten album w katalogu ECM bezbłędnie się do tych rekomendacji stosuje.
Pierwszy utwór na płycie: Mira rozpoczyna się miękkimi flażoletami kontrabasu pomysłowo zapętlonymi, by tworzyć delikatną osnowę zgrabnie oplecioną nieśpiesznymi, miarowymi dźwiękami delikatnie szarpanych strun kontrabasu, czasami wybrzmiewających w nieoczywistych akordach, czemu przez pewien czas towarzyszy z wyczuciem i łagodnością saksofon. Blachy perkusji dopełniają z wyczuciem i umiarkowaniem uważnie zaplanowaną kompozycję, nagrodzoną oklaskami słuchaczy.
Drugi na liście Science kipi od energii i pozwala delektować się pomysłowością wszystkich muzyków i bogactwem brzmień, ekspresji. Utwór posuwa się do przodu jak taran, choć jest to taran ozdobiony oryginalnymi, rzadkimi ornamentami. Prawdziwą radość daje świadomość, że muzycy tria tak doskonale uzupełniają się temperamentem, warsztatem, zaangażowaniem. Science to świetna, pełna napięcia, drapieżności kompozycja, która brzmi coraz lepiej z każdym odtworzeniem. Stanowi jednocześnie zapowiedź różnorodnej stylistyki jaką można znaleźć na In-house Science.
Trzeci: Venice, rozpoczyna się dość łagodnym, melodyjnym motywem, lekko ascetycznym za sprawą grającego niemal unisono saksofonu i kontrabasu. Stopniowo kompozycja przechodzi do fazy swobodnej improwizacji, aż do ekspresyjnego, nieskrępowanego schematami, niemal transowego szaleństwa, wydobywanych z opętańczym zapamiętaniem chropowatych dźwięków saksofonu, którym towarzyszą równie niesforne, pełne napięcia partie kontrabasu, to w dolnych, to w górnych rejestrach skali. Pomruki i okrzyki Andersena w tle dodają kolorytu utworowi, pozwalają przenieść się wyobraźnią przed scenę, na której robi się coraz bardziej niespokojnie, a napięcie narasta jak ładunki na elektrodach defibrylatora.
I wtedy następuje kolejny zwrot tempa i atmosfery – kontrastujące z poprzednim utworem powłóczyste intro czwartej kompozycji na płycie: North of the Northwind. Przestrzenne, wzmocnione pogłosem, głębokie, przejmujące dźwięki saksofonu, sprzyjają by pod zamkniętymi powiekami rysowały się piękne, zamglone, wilgotne pejzaże, napełniające spokojem i poczuciem harmonii. Refleksyjne, delikatnie melancholijne frazy, pozwalają na chwilę odetchnąć po poprzednich odważnych, naznaczonych nutą szaleństwa, rozpędzonych kompozycjach.
Blussy, przedostatni utwór, znowu nie bojący się rytmu, jednocześnie melodyjny, choć nie cukierkowy, zawiera całe bogactwo smaczków: świetne, nieoczywiste akordy kontrabasu Andersena, zachłystujący się, chropowaty saksofon Smitha, energiczna, bezkompromisowa perkusja Vinacci – słucha się tego z prawdziwą przyjemnością.
Kulminację programu płyty stanowi szósty Inhouse. Tu znajdziemy wszystko do czego trio przyzwyczaiło nas w poprzednich numerach.
Żywiołowy aplauz publiczności, pojawiający się między utworami i na końcu całego występu, zarejestrowane spontaniczne reakcje słuchających na żywo materiał In-house Science nadają temu wydawnictwu dodatkowego smaczku i pozwalają choć odrobinę wejść w atmosferę występu na żywo. I choć to niezupełnie to samo, a frajda jest znacząco mniejsza, możliwość ponownego odtworzenia tego świetnego materiału stanowi jakąś osłodę.
Konkludując: In-house Science to pozycja obowiązkowa, a przynajmniej gorąco zalecana.
1. Mira; 2. Science; 3. Venice; 4. North Of The North Wind; 5. Blussy; 6. In-House;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.