Recenzje

  • Tone Hunting

    Trudno powiedzieć, czy Arturowi Majewskiemu bądź Kubie Sucharowi zdarzyło się przysięgę harcerską składać, ale w swojej działalności muzycznej – celowo lub nie – zdarza im się postępować zgodnie ze wzorem zasad obowiązujących w tej jakże szlachetnej organizacji. Nie dosyć, że można na nich „jak na Zawiszy” polegać, gdyż nagrywają doskonałe płyty, to jeszcze przecierając polskiej scenie jazz/impro szlaki do zasłużonych, czy nawet legendarnych światowych wytwórni w tej muzyce się specjalizujących są społecznie pożyteczni.

  • The New Tradition

    Nowa tradycja. "Nasza tradycja" - chciałoby się rzec, z perspektywy słuchacza. Wsparta na tak wielu fundamentach, że aż trudno uwierzyć w gruntowne jej przestudiowanie i przeżycie przez muzyków.  Talent i wrażliwość duetu Bałdych & Herman sprawiają jednak, że zasłuchujemy się bez pamięci.

  • Injuries

    Często zastanawiam się na ile na odbiór i ocenę płyty wpływa fakt, że wkładając ją do odtwarzacza wiemy kto ją stworzył? Na ile inaczej odbierałoby się muzykę z całkowicie zasłoniętymi oczami? Ta płyta z pewnością trafiłaby do grona moich ulubionych nawet gdybym nie wiedział, o tym zespole nic.

  • The Loud Minority

    Nie wiem czy Frank Foster podczas nagrywania własnej kompozycji „The Loud Minority” na płytę Donalda Byrda „Kofi” (znakomitej zresztą!) miał już w głowie pomysł na swój zespół. Może iskrą do jego założonia było to, że sesje na „Kofi”, w tym jego autorski utwór, zostały na 25 lat wrzucone do archiwum Blue Note’u? Muzyka z lat 1969-1970 ukazała się bowiem dopiero w roku 1995! A idąc jeszcze głębiej – może autorski album „The Loud Minority” to kamień rzucony w świat muzycznej branży, która zakopała jazzowy klejnot?

  • Root Of Things

    Jest w moim odczuciu zdumiewającą sprawą sposób, w jaki Matthew Shipp zaprasza do słuchania muzyki. Muzyki, którą bez wątpliwości klasyfikujemy jako jazzową, ale o której jak o po prostu jazzowej nie sposób jest mówić. Zaprasza rzecz jasna na swoich warunkach i wiele od słuchaczy wymaga.Ale to wiele, nie oznacza wcale stawiania przed słuchaczami jakichś sztucznie wybudowanych i trudnych do pokonania barier. Nie domaga się od nich ponadprzeciętnych kwalifikacji.

  • III

    Jazz się starzeje - to fakt. Kanadyjskie trio BadBadNotGood swoją trzecią płytą - „III” - dostarcza mu kolejnej transfuzji świeżej krwi.

  • Inti

    Label MoonJune obserwuję uważnie od dłuższego czasu, bo jest on jednym z ostatnich bastionów sensownego fusion i rocka progresywnego.  Z wydanych w tym roku albumów moją uwagę mimowolnie przyciągnęła biała okładka ze zdjęciem wnętrza budynku, pod którą był podpisany wyraźnie Dave Liebman, jeden z moich ulubionych saksofonistów. I chociaż nie ma on już tak potężnego zadęcia, jak w czasach gry z Milesem czy Lookout Farm, nadal świetnie odnajduje się w nowej elektryczno-jazzowej muzyce.

  • Man Of The Light

    Kiedy zainteresowanie geniuszem Zbigniewa Seiferta zaczęło przybierać na sile, nadchodzić zaczęły również propozycje płytowe od wydawców zagranicznych. Po nagraniowy kontrakt ubiegały się m.in. dwie potężne firmy płytowe. Capitol Records z USA oraz założona  przez Joachima Ernsta Berendta MPS. Obydwie oficyny kusiły Seiferta jak mogły. Wybór był tym bardziej trudny, że zarówno jedna jak i druga oferowały niemal równorzędne profity i pozwalały realizować muzyczne koncepcje w takich składach, jakie samemu liderowi wydawały się najbardziej pożądane.

  • In This Moment

    Gdy na swej owocnej drodze twórczej muzyk improwizujący osiągnął już etap, w którym jego indywidualny język wypowiedzi jest wykształcony, a swobodny rozwój przyniósł istotny plon, może sobie pozwolić na kaprys jakim jest nagranie od czasu do czasu bezpretensjonalnej, na nic nie silącej się płyty. Zupełnie po prostu kolejny raz wziąć w swoje ręce instrument i ponownie podjąć temat, który rozpoczęło się u samych początków muzycznej obecności – po to by w takim uwolnieniu wprost ze sceny zarejestrować krótki urywek swej gry.

  • Road Shows vol. 3

    Od  6 maja 2014 roku fani Sonny’ego Rollinsa cieszą się jak dzieci, bo ich idol wprowadził za pośrednictwem DOxy Records/OKeh czyli zarazem Sony Music swoją najnowszą płytę „Road Shows Volume 3”.

  • The Good Feeling

    No i mamy płytę, o której można było powiedzieć wszystko. Frakcja awangardowa nawet nie spojrzy w jej kierunku, a jak już będzie miała okazję kilku dźwięków posłuchać to z niesmakiem odwróci głowę i powie „toż to nuda, konserwatyzm, niczemu nie służące odkopywanie historii”. Frakcja tradycyjna, natomiast zapewne to nienowatorstwo przemilczy i rozpłynie się nad tym co adwersarze skrytykują.

  • Isis Voyage

    Jakoś tak wyszło, że Jazz nie polubił się ze stylistyką Space. Przynajmniej w latach ’70, w czasach gry tego typu zwariowane mariaże były na porządku dziennym. I nie mówię tutaj o space jako o stopniu uduchowienia muzyki (bo tego nie brakowało w jazzie nigdy), ale o tym specyficznym, transowym i nasyconym elektroniką brzmieniu. Coś jak Hawkwind, tylko z innymi instrumentami – i odpowiednio wyższym poziomem artystycznym.

  • Treezz

    Pierwszym, co zwraca uwagę i staje się impulsem do uważnego odsłuchu debiutanckiego albumu F.O.U.R.S. Collective, jest fakt, że wszystkie utwory na krążku to autorskie kompozycje. Kreatywność i determinacja młodych muzyków zwykle potęgują apetyt na udany debiut, jakim bez wątpienia jest "Treezz".

  • The Boston Record

    Nie będę ukrywał, że McLaughlin to jeden z moich herosów. Namieszał mi w głowie w równie dużym stopniu, co Coltrane, a moja największa fascynacja skupiła się wokół nagrań studyjnych i koncertowych wiadomych grup - Mahavishnu Orchestra oraz Shakti. I sądzę, że wiele podzielających ten zachwyt osób miało podobny problem odnalezieniem tego geniuszu na wielu późniejszych płytach.

  • Mnemotaksja

    Prawdę mówiąc myślę o tej płycie, jak o albumie kompletnie zawstydzającym. Mnie właśnie w taki kompletny sposób zawstydza. „Menmotaksja” powstała w 2009 roku jako efekt trzech dni nagrań we wrocławskim Kościele Chrześcijan Baptystów i podobno jako podsumowanie trzyletniej muzycznej przyjaźni i wspólnej muzycznej podróży czterech młodych muzyków, o których istnieniu nie miałem bladego pojęcia. No może poza Maciejem Garbowskim – kontrabasistą, kompozytorem znanym mi dość dobrze z działań w formacji RGG.

Strony