Recenzje

  • To Whom it May Concern

    Należy zacząć od tego, że płyta ta zdecydowanie pozostawia niedosyt – bo chce się więcej! Więcej utworów – album obejmuje ok. 50 min. muzyki, więcej takiej sztuki i więcej takich artystek! Sztuka Irène Schweizer jest niebanalna, odważna, a przede wszystkim bardzo smaczna i niech nikt nie mówi, że „kobieca”. Bo wtedy przychodzą na myśl niekoniecznie najlepsze skojarzenia. To prawda, że nie mamy w jazzie za wiele pianistek czy instrumentalistek w ogóle.

  • Passaggio

    Jazz grywany przez kobiety wciąż kojarzy się prawdopodobnie z wokalistkami. Z jazzem albo pełnym swingu, albo kobiecego liryzmu. I w istocie, statystycznie oceniając zagadnienie, chyba takim jest. Tym niemniej jednak, co jakiś czas trafiają nagrania, które stereotyp ten łamią, każąc nas dość dosadnie za swe niedopatrzenie i niezauważanie owych innych form.

  • The Inner Spectrum of Variables

    Perkusistę Tyshawna Soreya – czołowego amerykańskiego muzyka młodego pokolenia – trudno dziś jakkolwiek jednoznacznie zaklasyfikować. Obfitość jego aktywności sprawia, że siła artystycznego oddziaływania Soreya wykracza daleko poza te obszary, które zwykle zajmują nawet najbardziej utalentowani improwizatorzy. 36-latek z jednej strony jest wyśmienitym muzykiem sesyjnym i ma na koncie kilkadziesiąt albumów m.in. z Anthonym Braxtonem, Stevem Colemanem, Vijayem Iyerem, Roscoe Mitchellem czy Johnem Zornem. Z drugiej strony od kilku lat realizuje z dużym powodzeniem płyty solowe.

  • Arcanum

    Arcanum – pierwsza studyjna płyta duetu Schearer/Niggli. Wydana w poważnej płytowej oficynie w Intakt Records. Już dawno, bo pod koniec 2014 roku. Trochę przeleżała w naszej redakcyjnej przechowalni, nie tyle czekając na lepszy czas, co w oczekiwaniu, aż opadną emocje po wielokrotnych przesłuchaniach swojej poprzedniczki, koncertowej Tyr-Gly-Gly-Phe-Met – Live At Jazzwerkstatt Bern.

  • You’ve Been Watching Me

    To już trzecia płyta Tima Berne z zespołem Snakoil, tym razem powiększonym do rozmiarów kwintetu, do współpracy został zaproszony Rayan Ferreira – gitary elektryczna i akustyczna. Ponadto Matt Mitchell, w znacznie większym stopniu niż to miało miejsce dotychczas, wspiera brzmienie zespołu elektroniką.

  • Titles Go Here

    Oto bowiem – w ramach jesiennych obchodów 70. rocznicy urodzin pewnego bardzo znanego saksofonisty – w londyńskim Cafe Oto, spotkali się trzej wielcy przyjaciele. Tworzący obecnie dwuosobowo skład formacji AMM – Eddie Prevost i John Tilbury – zwarli szeregi z Evanem Parkerem, rzeczonym właśnie jubilatem.

  • Kolos

    Otóż ludzie, zauważam, prezentują przynajmniej dwa sposoby życia – poznający i oceniający. Przy czym oceniający wydaje się przeważać. To sposób, w którym nieustannie pojawiają się pytania o to, czy warto, czy to lubię i na ile to mi się podoba. Oczywiście przed ocenianiem uciec się nie da.  Ważne jest jednak to, czy przyjmujemy je za styl bycia, wszystko podporządkowując własnej ocenie czy traktujemy rzeczywistość w zupełnie inny sposób.

  • Breathing

    "Breathing" jest trzecią solową płytą Anny Gadt. Tym razem towarzyszy jej trio RGG w składzie: Łukasz Ojdana na fortepianie, Maciej Garbowski na kontrabasie i Krzyszof Gradziuk na perkusji. "Breathing" bez wątpienia brzmieniowo kojarzy się z estetyką wytwórni ECM, lecz nie jest to jedyny muzyczny idiom, z którym można tę muzykę wiązać.

  • Purple Patio

    Czas i miejsce zdarzenia: 12 maja 2012r, Portugalia (a jakże!), zamknięta przestrzeń studyjna, Sa Da Bandeira (prawdopodobnie w Porto). Ludzie i przedmioty: Nate Wooley (trąbka), Hugo Antunes (kontrabas), Jorge Queijo (perkusja), Mario Costa (perkusja) i Chris Corsano (…perkusja). Dwóch jankesów nieco po czterdziestce, kontra trzech, o co najmniej dekadę młodszych, tubylców!
  • The Rite of Spring

    Obserwując od ładnych paru lat poczynania Ethana Iversona a także to o czym i w jaki sposób pisze na swoim blogu Do the Math czekałem tylko na tę chwilę, w której proponowana przez niego muzyka przekroczy próg fajnego The Bad Plus, by wejść na poziom, który sprawia, że łzy same do oczu słuchacza napływają. Ta chwila właśnie nadeszła.

  • Miller’s Tale

    W pierwszym odruchu recenzenta zagonionego w kozi róg obfitością nowości wydawniczych okresu letniego, planowałem omówić płytę Miller’s Tale w ramach comiesięcznej zbiorówki świeżych krążków, czyli uczynić to na szybko i bez głębszej analizy materiału muzycznego. W mgnieniu oka zdałem sobie jednak sprawę, iż potraktowanie tego wydawnictwa bez należytej uwagi i paru epitetów konstytuujących jego wyjątkowość, będzie błędem karygodnym.

  • Synovial Joints

    Czwarty album dla Pi-Records, jeden z kilkudziesięciu, jakie Coleman ma w swojej dyskografii. Z dużą dozą prawdopodobieństwa opus magnum. Trzydziestu zaangażowanych muzyków, jedna, solidna idea i  – porażająca momentami – swoboda wykonania.

  • At Ad Libitum

    Trevor Watts to naprawdę interesujący gość. Grać na saksofonie nauczył się sam, był pilotem RAF, a gdy tylko został zwolniony ze służby, natychmiast znalazł się w Londynie i dołączył do rozkwitającej sceny muzyki improwizowanej, współtworzył niezwykłe orkiestry Spontaneous Music Ensemble oraz London Jazz Composer’s Orchestra. Prowadził też własne, mniejsze i większe, składy. Choć najsilniej zaistniał jako muzyk awangardowy, Watts rzucał się z równą pasją w każdą inną muzykę – rock, blues, muzyka afrykańska, co bądź.

  • To Roy

    W muzyce można szukać rozmaitych doznań: miłych dla ucha harmonii, pogodnych, spokojnych brzmień, albo energicznych i żywiołowych rytmów, bądź też niepokojących, wywołujących mrowienie w kończynach, ekspresyjnych i nieuporządkowanych dźwięków, ułatwiających podróż w głąb własnej duszy. Różnorodność wrażeń, mieszanka nastrojów jest zresztą znacznie bogatsza, a odczucia jakie wywołuje trudne do precyzyjnego zdefiniowania.

  • Visiting Texsture

    Ile to już razy obserwacja wydarzeń artystycznych, czy też po prostu tego, co przynosi życie, dobitnie przekonywało, że trwałość jest złudzeniem, zaś to, co wydaje się nieśmiertelne, może nagle rozproszyć się i zniknąć całkowicie... A jednak wrażeniu stałości nieraz pragnie się ulec, ponieważ wtedy świat wydaje się jakby bardziej uporządkowany. Z pewnością każdy miłośnik muzyki hołubi w sobie myśli, że dani jego idole wciąż żyją, tworzą i wydaje się, że tak będzie zawsze. Dlaczego o tym piszę we wstępie do recenzji płyty Tria 3?

Strony