Purple Patio
Nate Wooley/Hugo Antunes/Jorge Queijo/Mário Costa/Chris Corsano
Wydawca:
No Business Records
Data wydania:
19.09.2016
Dystrybutor:
Multikulti
Skład:
Nate Wooley: trumpet; Hugo Antunes: bass; Jorge Queijo: drums; Mário Costa: drums; Chris Corsano: drums.
Czas i miejsce zdarzenia: 12 maja 2012r, Portugalia (a jakże!), zamknięta przestrzeń studyjna, Sa Da Bandeira (prawdopodobnie w Porto). Ludzie i przedmioty: Nate Wooley (trąbka), Hugo Antunes (kontrabas), Jorge Queijo (perkusja), Mario Costa (perkusja) i Chris Corsano (…perkusja). Dwóch jankesów nieco po czterdziestce, kontra trzech, o co najmniej dekadę młodszych, tubylców! Brzmienie imion i nazwisk wskazuje jasno who is who. Dla Nate’a i Chrisa to kolejna przystań ich współpracy (dotychczas jedynie w obrębie permanentnego wykonywania Seven Storey Mountain). Wątek zaś portugalski, to w życiu trębacza rzecz raczej nowa.
Jak gramy: Z perspektywy odsłuchu muzyki, bez dostępu do komentarza odautorskiego, trudno ocenić, czy muzycy dotargali na okoliczność tego spotkania jakieś notatki scenariuszowe, czy coś wcześniej uzgadniali, czy też zwyczajnie poszli na żywioł. Osobiście optowałbym za tym pierwszym rozwiązaniem.
Efekt finalny: Pięć improwizowanych fragmentów muzycznych, opatrzonych tytułami, które do dobrych sklepów muzycznych dostarcza litewski wydawca, posiłkując się tytułem Purple Patio (NoBusiness Records, LP 2016), sygnowanym nazwiskami pięciu muzyków, wymienionych w kolejności, jak akapit wyżej.
Subiektywne wrażenia: Niewątpliwie ów oryginalny skład instrumentalny znacząco wpłynął na charakterystykę tego nagrania. Trzy zestawy perkusyjne dość skutecznie wypełniają florę akustyczną studia, po prawdzie, w wielu momentach nie pozostawiając zbyt dużej przestrzeni dla trąbki (bez wspomagania) i kontrabasu. Gdy improwizacja przebiega w dynamicznym tempie, ich wyważona, ale konsekwentnie kolektywna gra determinuje efekt końcowy i zdaje się popadać w oczywisty jazzowy feeling. Jeśli jednak muzycy postanawiają nieco zwolnić, otwiera się przed nimi fascynująca perspektywa. Delikatne granie na talerzach i szczotkowanie membran bębnów, tworzy bowiem fantastyczne tło dla sonorystycznych igraszek trębacza, wspartych na twardym, cierpkim soundzie kontrabasu. Muzyka snuje się pod sufitem, niczym kulawy wąż, a nasze uszy płoną z radości. Po chwili znów popadamy w nieskromną galopadę trzech jurnychdrummerów, którzy nie biorą jeńców. Wooley jednak nie daruje i konsekwentnie wgryza się w fakturę ich gry. Gdy udaje mu się przebić tę ścianę, udowadnia, iż być może jest największym trębaczem swych czasów.
Side A: Parturition; Aurora; Animals; Side B: Triangle; Sueca.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.