Celebration Volume 1

Autor: 
Maciej Karłowski
Wayne Shorter
Wydawca: 
Blue Note
Data wydania: 
16.01.2025
Dystrybutor: 
Universal
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Wayne Shorter: saksofon tenorowy i sopranowy Danilo Perez: fortepian John Patitucci: bas Brian Blade: perkusja
Początek roku, wiadomo to rankingi plebiscyty, czas ogłaszania zwycięzców w turniejach na najlepsze wszystko. Są od bardzo dawna stałym elementem muzycznej rzeczywistości, oczywistym obyczajem. Zżyłem się z nim, uznałem za nieunikniony i nieźle pamiętam czasy, kiedy tego rodzaju werdykty także i dla mnie miały istotne znaczenie, raz to w budowaniu mojej własnej muzycznej tożsamości, raz to w przekonaniu, że pokazywanie listy best of the best of the best powinno funkcjonować jako ważny punkt odniesienia dla wszyskich i, że spośród z całego kosmosu relacji człwoieka z muzyką odbiorcy właśnie tego najbardziej potrzebują. Drogowskazy, myślałem wówczas, są ważne, aby jakoś rozsądnie, o dziedzinie opowiedzieć, nawet jeśli idea rankingu sama w sobie jest w sumie raczej niewinną zabawą.
 
Z czasem jednak okazywało sie, że zarówno twórcy tych zestawień, jak i ich odbiorcy wcale niekoniecznie,  tak bardzo lekko do nich podchodzą? Czy na pewno widzą w tym jedynie niewinną gierkę? Czy bardziej skłonni sa traktować je jak takie pouczające ćwiczenie z pamięci czy może chętniej dostrzegają okazję do twardego opowiedzenia się po jakiejś jazzowej stronie? Od dawna nie jestem już pewien ja jest w rzeczywistości. Zniechęcony na trwałe do idei rankingów i list ważności czasami jednak doswiadczam powidoków z czasów nieco zamierzchłych, pojawiajacych się przed oczami samoistnie i choć chciałbym od nich uciec, jak ucieka się od bezradności, te jak się okazuje potrafia dalej rzucać swój cień.
 
Tak stało sie kiedy wpadła mi w ręce płyta Celebration vol. 1. Wspomniane powidoki powróciły bodaj najsilniej w całym ubiegłym roku. Tak jeśli przymuszany miałbym wybrać jazzowy album A.D. 2024 to wybrałabym właśnie ten. Wracam do niego nadzwyczaj chętnie. wracam z dzicięcą przyjemnością obcowania z czymś tyleż znanym i lubianym co nieodmiennie zaskakujacym. Z pewnością dla mnie w jazzowym contimuum zdarzeń to płyta, nie tylko warta jest zapamiętania, ale płyta, która jakoś sama mi się zapamiętała. To mnie i cieszy i smuci zarazem. Dlaczego cieszy, to proste! Jak się nie cieszyć gdy podążając z kwartetem Shortera odrywamy się od muzycznej a może i nie tlyko muzycznej codzienności i wstępujemy w świat muzyki bez granic? Niby nic zaskakującego, bo przecież według powszechnej opinii Wayne Shorter był jednym z najwybitniejszych instrumentalistów i kompozytorów w historii jazzu, a jego kwartet, z pianistą Danilo Pérezem, basistą Johnem Patituccim i perkusistą Brianem Blade'em, to jedna z najlepszych małych grup, jakie kiedykolwiek powstały, a jej niemal dwudziestoletnie istnienie przyniosło nadzwyczaj piękne i soczyste owoce. Wszystko to wiemy i wszystkiego co najlepsze się spodziewamy sięgając po wcześniej nie publikowan nagranie Wayne'a Shortera.
Smutne, ponieważ tego bandu już nie ma, Wayne'a Shortera nie ma i w tym wszystkim czego nie ma coś jednak jest, mianowicie niepokojąca świadomość, że to najchętniej i najnaturalniej zapamiętane wydarzenie z całego minionego roku zawiera muzykę sprzed dekady, muzykę historyczną, zamkniętą. Niepokoi to tym bardziej, że dekada w naszych czasach, choć przecież nominalnie znaczy wciąż to samo co zawsze, to jednak wydaje się czymś więcej niż okresem dziesięciu lat. Czas przyspieszył mocno, czas nas przegania z łatwością, a my za biegiem zdarzeń już dawno nie umiemy  nadążyć. 
 
A więc celebrując pamięć o Shorterze, pamięć o minionym roku w jazzie przenosimy się na Stockholm Jazz Festival 2014. Jest wieczór przed zgromadzaoną publicznością zapowiada się długi wieczór. Tak długi, że aby udokumentować go potem w całości potrzeba będzie dwóch płyt CD.  Wspaniale, że wyboru tego nagrania n aktótko przed smiercią dokonał sam Shorter. Zrobił to z właściwą sobie mieszanką entuzjazmu, dystansu do siebie i poczucia humoru. Jak wspomina jego żona, Caroline, kiedy słuchał fragmentów tego koncertu krzyczał na cały głos do niej: „Musisz przyjść i posłuchać tego gówna!”  Chodź i zobacz Ci faceci wyprawiają!”. I jakoś mam nieodparte wrażenie, że krzycząc to nie miał na myśli siebie. Ztresztą z tego właśnie Shorter był znany, na tym między innymi zbudował swój olśniewający kwartet. Zbudował go na przekonaniu, że najważniejsze jest zostawienie ludzi w spokoju, danie im przestrzeni do ekspresji bez zdawania światłych porad i mądrych sugestii, szczegónie takich, które mogłby przybierać formę instrukcji. I to okazało się dobrą drogą. Jego muzycy nigdy przed nim, ani nigdy po nim nie brzmieli tak spektakularnie kretywnie. W efekcie kwartet stał sie od samego początku wspaniałą platformą wspólnej kreacji, a nie wodzowskim szwadronem jazzowej apokalipsy. Znakomitym dowodem na to jest sztokholmski koncert bandu.
 
Dzisiaj kwaretu Wayne'a Shortera już nie ma, a my znalezliśmy się w sytuacji, w której pokusa idealizowania jego jakości, klasy i doniosłości wkładu w historię światowego jazzu. Trudno tej pokusie sie oprzeć, bo przecież co jak co, ale możemy już być pewni, że Shorter nie popsuje już nic, nie rozwiąże "idealnego" zespołu, nie wykona jakiejś stylistycznej wolty, nie wzbudzi kontrowersji, a przecież wiemy doskonale, że w przeszłości zdarzały mu się zdumiewające decyzje muzyczne, estetyczne, stylistyczne. Sam jej ulegam czego dowodem sa wszystkie słowa, które napisałem wcześniej i choć staram się z nią walczyć mam wrażęnie, że walkę przegrywam, ponieważ słuchając Celebration vol.1 ogromnie trudno mi nie widzieć w niej wybornej, ważnej, czarodziejskiej płyty na samym czele rocznego rankingu jazzowej cudowności.

1. Zero Gravity to the 15th Dimension, 2. Smilin' Through, 3. Zero Gravity to the 11th Dimension, 4. Zero Gravity to the 12th Dimension5. Zero Gravity - Unbound, 6. Orbit, 7. Edge of the World (End Title), 8. Zero Gravity to the 90th Dimension, 9. Lotus, 10. She Moves Through The Fair