Przeczytaj

  • What is the Beautiful?

    Związek miłosny jazzu i słowa pisanego ma długą i bogatą tradycję. Jazz ukochali sobie tacy pisarze, jak Julio Cortazar, Boris Vian, Philip Larkin, Jean-Paul Sartre czy Raplh Waldo Ellison. W Stanach Zjednoczonych beatnicy Jack Kerouac i Allen Ginsberg usiłowali wykorzystywać w poezji elementy frazy jazzowej. Wychodziło różnie, ale sam pomysł dosyć interesujący.

  • Come Sunday

    Ten album to drugi owoc współpracy kontrabasisty z legendarnym pianistą. W 1995 roku spotkali się, by nagrać płytę „Steal Away”, obsypaną (zupełnie słusznie) statuetkami Grammy. Materiał zarejestrowany na „Come Sunday” jest bardzo zbliżony do pierwszego krążka tego duetu. Charlie Haden, choć miał udział przy narodzinach free jazzu, od dłuższego czasu jest raczej stonowanym panem. Oddał się składaniu hołdu muzyce swojego dzieciństwa.

  • Suchanek / Rodowicz / Hołownia - koncert w Jazzarium Cafe

    To był bardzo miły wieczór! Bez otwierania nowych drzwi, które miałyby zaprowadzić do nowych jazzowych terytoriów, bez jazzowych proroctw i w końcu też bez irytującego wypinania piersi do orderów. A te, tak prawdę powiedziawszy, można było dawać.

  • Sojourn

    'Sojourn' to jedna z płyt nagranych przez trio Marty'ego Ehrlicha pod nazwą Dark Woods Ensamble. Zespół ten powstał, by eksplorować kameralne akustyczne brzmienia, a w zasadzie współbrzmienia trzech instrumentów: klarnetu, wiolonczeli i basu. Wprawdzie Ehrlich, jak przystało na multiinstrumentalistę, sięga niekiedy po inne insturmenty, na których grywa, jednakże pozostaje to bez wpływu na ogólne założenie.

  • Indigo Trio i Michel Edelin „The Ethiopian Princess Meets Tantric Priest"

    Są takie nazwiska i nazwy, które są niezawodnymi brandami, a nie tylko symulakrami. Takie, za którymi stoi to, co zapowiadają: piękno, rozum, powalający warsztat i radosna swoboda grania. To właśnie dotyczy Nicole Mitchell, Hamida Drake‘a i Harrisona Bankheada, którzy stanowią Indigo Trio, flecisty Michela Edelina oraz wytwórni Rogue Art.

  • Julia, Cezaria i Walentynki...relacja z koncertu Julii Sokołowskiej w warszawskim Tygmoncie.

    Wieczór 14 lutego. Tłum w wejściu do Tygmontu. Chyba żaden jazzowy koncert w tym miejscu, nie cieszył się od dawna tak liczną frekwencją. Myślę, że to nazwisko Evora wraz z datą sprawiły, że warszawiacy, mimo zimy, postanowili wyjść z domu. Dla mnie, jak zapewne dla większości przybyłych, nazwisko Julii Sokołowskiej było do tego wieczoru zupełnie nie znane. Może szkoda.

  • Pointless Nostalgic

    Swing Song Sing! Ah,... Przecież nie lubimy swingu. To nie w modzie. Trzeba się zagłębiać w jazzową awangardę. Co tam w jazzową, w awangardę w ogóle. Najlepiej jak dźwięki w ogóle nie przypominają idiomu muzyki. Tak, lubię i cenię zakręcone granie. Może nie aż takie, w którym z muzyki pozostają jedynie dźwięki, jednak muzyka wyrastająca z idiomu Ornette'a Colemana, Dolphy'ego, czy  Braxtona jest mi bardzo bliska.

  • Live at Glenn Miller Cafe vol.1

    O tym fakcie pewnie niewielu, zwłaszcza młodych ludzi pamięta, ale zanim jeszcze nastąpiła era płyt kompaktowych w Polsce, a wiedza o odważniejszych odmianach jazzu zarezerwowana była dla jeszcze mniejszego niż dzisiejsze grona melomanów, zdarzało się, że na mniejsze jazzowe festiwale przyjeżdżali muzycy, których dzisiaj traktujemy jako ważne postaci nurtu new black music. 

  • Daniel Carter - Chinatown

    Tę formację mieliśmy okazję słyszeć podczas mini trasy koncertowej w listopadzie 2003 r.  Było to ciekawe doznanie, ponieważ nadarzyła się tym samym okazja posłuchać muzyka, którego popularność w Polsce jest odwrotnie proporcjonalna do estymy, którą darzą go choćby William Parker czy Matthew Shipp. 

  • Snakeoil

    Na stronie Screwgun Records można nabyć partytury utworów z tego albumu. Myślę, że jeśli nie dzisiaj, to za kilka lat, będą wychodziły real booki dla adeptów improwizacji z kompozycjami ze Snakeoil. Tim Berne stworzył wielowątkowe, misternie utkane suity, w których filharmoniczna precyzja spotyka loft jazzową wolność.

  • Kisses On The Bottom

    No to mamy bez dwóch zdań płytę skrojoną na 14 lutego! I to skrojoną przez nie byle krawca, bo samego Tommy'ego LiPumę dla samego Paula McCartneya. Jeśli więc nie bardzo wiadomo, co ukochanej albo ukochanemu sprezentować, to szybciutko biegniemy do najbliższego sklepu z płytami i nie kręcąc nosem, bierzemy „Kisses On The Bottom”.  Będzie dobrze. Można nawet raczej zagwarantować, że prezent się bardzo spodoba.

  • Kochan & Co. w Harris Piano Jazz Bar

    W świecie dowcipów perkusiści są wśród muzyków odpowiednikami blondynek czy mieszkańców Wąchocka. Gdy jednak mowa o kompozytorskim talencie Jacka Kochana, nie ma tu miejsca na żarty. Jazzowemu słuchaczowi znany jest on chociażby ze współpracy z takimi tuzami jak Dave Liebman, Kenny Wheeler czy John Abercrombie. W sobotni wieczór w krakowskim Harris Piano Jazz Bar nadarzyła się możliwość wysłuchania jego najnowszych kompozycji, zaprezentowanych w ramach projektu „Jacek Kochan & Co.”.

  • Fé…Faith

    Podczas nauki gry na instrumencie jest taki etap, kiedy ciało zaczyna uczyć się grać niezależnie od umysłu. Jest to zaskakujące, a jednocześnie trochę przerażające, bo  pojawia się fizyczne odczucie, że ręce i nogi są obcym elementem, nie naszym, odrębnym organizmem. Jest w tym coś podobnego do zwiedzania ciemnych grot w górach, kiedy nie do końca wiemy, co będzie za krok, dwa.

  • Sekrety życia według Leonarda Cohena

    Z Leonardem Cohenem sprawa jest trudna. Głównie dlatego, że sięganie po jego piosenki to mierzenie się z historią, legendą i pomnikiem, a to samo w sobie może nieść, oprócz oczywistej przyjemności mierzenia się ze znanymi przebojami, także sporo frustracji i w końcu również przysporzyć wielu nieprzyjemności. Dlaczego? Ano dlatego, że legendy i pomniki można w Polsce tylko czcić, wielbić i poddawać co najwyżej wzniosłej rekapitulacji.

  • The Girl In The Other Room

    Kiedy ukazywały się pierwsze płyty Diany Krall, uwierzyłem w nią. Uwierzyłem, że jest ona swego rodzaju zjawiskiem na jazzowej scenie. Uwierzyłem, że ma – wprawdzie nie jakiejś nowej – ale za to niewątpliwie wiele przyjemnej muzyki jazzowej do przedstawienia. Potem przestała mnie jej muzyka interesować, a kolejne wychwalane pod niebiosa w prasie, szczególnie popularnej, płyty były dla mnie w najlepszym przypadku nijakie.

Strony