Motion I
Jubileuszowy band skrojony na okoliczność celebrowania 85 urodzin Blue Note! Brzmi dobrze? Pewnie, że dobrze! Przecież label legendarny, dla jazzu kluczowy, jedne z najważniejszych albumów w całej historii gatunku powstały właśnie tam. W różnych dekadach oczywiście się to działo, ale jak spojrzeć na listę nazwisk i tytułów to jest tam niemal wszystko i obecni są niemal wszyscy. Jedynie Miles Davis, John Coltrane, Charlie Mingus i Bill Evans reprezentowani są bardzo skromnie i pewnie można byłoby z powodzeniem bronić tezy, że na wielką renomę Blue Note akurat te cztery legendy wpływu nie miały prawie żadnego.
Okazja jubileuszowa rodzi pokusy i niesie ze sobą ryzyko potencjalnych pułapek. W jakiejś mierze Blue Note był labelem silnym siłą talentów muzyków nie tylko z pierwszego, ale także drugiego i trzeciego eszelonu jazzowej comunity. Był taki od bardzo dawna i pod okiem Don Wasa chciałby zapewne zostać dalej solidnym domem dla solidnych twórców. Takim domem silnym siłą artystów, choć różniących się od siebie to jednak patrzących w te samą stronę. Takie hasło zaproponuję w gratisie Blue Note@85 - Silni Razem.
Pytanie jednak jest do jakiego okresu w dzialaności labela odwołać się tworząc jubileuszowy band? Czy w ogóle można się odwołać do jednego? Czy możliwe jest odwołać do każdego. Słowem czy pobalować w duchu hardbopowym i z Horacem Silverem na sztandarach, czy może siegnąć do czasu kiedy Blue Note opowiadał historie taneczno funkujące i w biurach zarządu wieszano portrety Lou Donaldsona, a może odwołać się do tego magicznego i nie za długo trwającego momentu przewrotu, kiedy pod szyldem Blue Note wychodziły płyty Out To Luch, At The Golden Circle, Point Of Departure, Unit Structures, The All Seeing Eye, Some Other Stuff, The Procrastinator, Maiden Voyage, Medina czy Real McCoy nagrywane odpowiednio przez Erica Dolphy'ego, Ornette'a Colemana, Andrew Hilla, Cecila Taylora, Wayne'a Shortera, Grachana Moncura III, Lee Morgana, Herbiego Hancocka, Bobby'ego Hutchesona czy McCoya Tynera. Wybór trudny, ale najtrudniejsze, niezależnie od tego jaką drogą się zechce podążać jest jak sprawić, żeby nowopowstały jubileuszowy anasambl nie stał się grupą śmieszną rekonstrukcyjną, a ukazał, że jest jakieś countinuum pomiędzy dawnym i nowym.
I to się w moim odczuciu udało bardzo dobrze. Jubillee Band zdecydował się w swojej muzyce sięgnać do czasów magicznych w historii wytwórni i grupą rekonstrukcyjną nie stał. To nie mało, biorąc pod uwagę jak boleśnie wtórne potrafią być współczesne albumy jazzowe. Nie mam pewności jak bardzo Piątka z Blue Note wychodzi na przeciw wyzwaniom przyszłości i w jakim kierunku chciałaby popchnąć jej ukochany jazz. Nie potrafię opisać słowami jak tę przyszłość widzą, ale mogę śmiało powiedzieć, że choć na pewno nie tak jak widzieli jak widzieli ją Cecil Taylor, Ornette Coleman czy Eric Dolphy, to też i ewidentnie nie jako nachalny płytki entertainment. Bardzo dobrze się słucha tych siedmiu utworów, z których cztery napisał Gerald Clayton. Dobrze nawet jeśli póki co nie sposób porównywać rangi muzycznej grających w jubilee band muzyków do rangi przedstawicieli magiczenego okresu Blue Note. Krótko mówiąc, a raczej pisząc, dobra płyta!
1 Ofafrii2 Gabaldon's Glide3 Radical4 Second Day5 Aspiring to Normalcy6 Synchrony7 Bird's Luck
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.