Live at 6th Spontaneous Music Festival

Autor: 
Andrzej Nowak (Trybuna Muzyki Spontanicznej
Phicus
Wydawca: 
Spontaneous Music Tribune
Dystrybutor: 
Spontaneous Music Tribune
Data wydania: 
07.10.2023
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Ferran Fages – electric guitar Àlex Reviriego – double bass Vasco Trilla – drums

Drugi dzień festiwalowy edycji 2022 przypadał w pierwszy piątek października. Dla muzyków ze stolicy Katalonii zarezerwowany został ostatni set. Fages, Reviriego i Trilla wchodzą na scenę przed godziną 22-ą i grają trzy rozbudowane improwizacje, które wraz z oklaskami zamykają się w trzech kwadransach.

Koncert zaczyna się trzema strumieniami fonii, uruchomionymi na raz, z energią godną lepszej sprawy - twarde, nisko osadzone pizzicato kontrabasu, masywny circle drumming i gitara zanurzona w gęstej chmurze flażoletów. Kanciaste pętle opowieści łapią tu całkiem intensywną dynamikę, formując się w strugę post-rockowych wydzielin. Po kilku minutach na gryfie basu pojawia się smyczek, ale brzmi równie siarczyście, niemal elektrycznie, jak wszystko, co artyści dali nam do tej chwili. Akcja Reviriego spowalnia jednak flow i przenosi go w bardziej abstrakcyjne rejony swobodnej improwizacji. Po kolejnych kilku minutach ekspozycja smyczka jest już na tyle masywnym dronem, że zdaje się wypełniać całą przestrzeń koncertu. Pod ów skowyt podłączają się szeleszczące talerze i garść filigranowych, gitarowych flażoletów, które łapią dubową poświatę. Na koniec wraca basowe pizzicato, a tempo rośnie dzięki akcjom perkusji. Pierwsza improwizacja umiera w czerstwym hałasie.

Druga odsłona koncertu na starcie buduje pewien kontrast w stosunku do końcówki poprzedniej części. Delikatna, choć nisko osadzona, szczególnie po stronie gitarzysty. Dynamika rodzi się niemal samoczynnie i pcha improwizację w otchłań rockowej post-psychodelii. Z czasem akcje gitarzysty zaczynają łapać wyższy rejestr, kontrabas z kolei zaciska pętle i obniża lot, wskutek czego opowieść traci na intensywności. Wraz z upływem czasu kontrabasowy smyczek znów zaczyna zagęszczać ścieg i przejmować kontrolę nad improwizacją – skrzeczy, wyje, pokrzykuje. Gitarowe flażolety zdają się tu pełnić rolę bystrego kontrapunktu, podobnie jak rezonujące talerze. Opowieść staje się długo oczekiwaną medytacją, która pęcznieje, szczególnie na gryfie basu, po czym niespodziewanie kończy swój żywot.

Pulsujący szum amplifikatora wznieca ostatnią opowieść. Na werblu drżą elektryczne zabawki Vasco, Alex inicjuje kolejny dron, a Ferran wypełnia background adekwatną porcją rezonansu. Narracja rozlewa się coraz szerszym korytem, ale daleka jest od jakichkolwiek eskalacji. To raczej stygmatyzująca porcja post-akustyki, która doprowadza opowieść na skraj ciszy. Wszystko pulsuje teraz głuchym echem, szeleści, drży, nasłuchuje złego. Gitarowe flażolety snują się w poświacie dubu, dołem płynie swobodne pizzicato basu, perkusja oddycha membranami. Stan lewitacji nie trwa jednak długo. Opowieść nabiera masy właściwej, choć trzyma tempo na zaciągniętym ręcznym. Emocje leją się niczym gęsta krew z głębokiej rany. Gitara odpływa w psychodeliczne zaświaty, ale sekcja rytmu buduje groźny, dynamiczny flow i zaciska pętlę. Efektowny trip to the moon nabiera mocy, a w fazę falling down wchodzi dopiero na ostatnie trzy minuty. Gitara jest już wtedy w innej galaktyce dźwięku, bas ledwie trzyma szkielet obumierającej improwizacji, a talerze drżą. Opowieść kończy się tam, gdzie zaczęła - w chmurze szumiącego amplifikatora.

*) UWAGA: autor recenzji jest wydawcą płyty. Czytasz na własną odpowiedzialność!

 

1. First Step, 2. Second Step, 3. Third Step