Steve Potts - muzyczny partner Steve’a Lacy’ego

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 

Amerykańskiego saksofonistę, jeśli w ogóle się o tej zacnej postaci pamięta, postrzega się głównie przez pryzmat jego długoletniej współpracy z mistrzem sopranu, Stevem Lacy. Rzecz jasna, nie ma w tym nic złego. Wszak Lacy należał do ścisłego grona artystów, którzy nie tylko wykształcili swój własny styl, ale potrafili go też zastosować, grając różne odmiany muzyki jazzowej. Steve Potts umiejętnościami nie ustępował koledze. I choć jego dorobek artystycznym nie jest aż tak imponujący, jak dokonania autora słynnego “Evidence”, to na szersze wspomnienie jak najbardziej zasługuje.

Steve Potts urodził się 21 stycznia 1943 roku w Columbus w stanie Ohio w rodzinie o muzycznych tradycjach. Saksofonem zainteresował się w momencie, gdy usłyszał swojego kuzyna Buddy’ego Tate’a, grającego na tym instrumencie w orkiestrze Counta Basiego. W ten sposób młody Steve Potts, pomimo że rozpoczął już swoje studia architektoniczne w Los Angeles, zdecydował się zostać muzykiem. Lekcje pobierał, m.in. u Charlesa Lloyda, a gdy przeniósł się już do Nowego Jorku, poszerzył swoje umiejętności gry na saksofonie u boku Erica Dolphy’ego.

 

W mieście, które nie śpi, poznał także wielu innych znakomitych jazzmanów, w tym m.in. Johna Coltrane’a, Tony’ego Williamsa, Wayne’a Shortera czy Chico Coreę. Taka wyliczanka już sama w sobie robi duże wrażenia, a jeśli jeszcze do tego dodać, że podobno Steve Potts przyjaźnił się w tym samym okresie z Ronem Carterem, to można być pewnym, że saksofonista od początku wiedział, pod który adres trafić. 

Wraz z początkiem lat 70. Amerykanin zmienił jednak swoje otoczenie. Zanim to jednak nastąpiło, miał okazję współpracować z wibrafonistą Royem Ayersem, saksofonistą Joe Hendersonem czy perkusistą Chico Hamilton. Szczególnie owocna okazała się kooperacja z tym ostatnim. Steve Potts wraz z amerykańskim muzykiem wydał pod koniec lat 60. dwie długogrające płyty. Szczególnie dobre recenzje zebrał drugi album zatytułowany “The Head Hunters”, którego prosimy nie mylić z nieco późniejszym i sławniejszym “Head Hunters” Herbiego Hancocka.

 

Następny etap w karierze Steve’a Pottsa, który należy odnotować, rozpoczyna się w samym sercu Europy, czyli w Paryżu. Na początku lat 70. był to pierwszy wybór muzyków zza wielkiej wody. To tutaj pojawili się Art Ensemble Of Chicago. Kierunek ten wybrał dla siebie wspomniany we wstępie Steve Lacy. W 1973 roku rozpoczął współpracę ze Stevem Pottsem, a ta okazała się nadzwyczaj dobra i długotrwała. Trudno nawet wyróżnić te kilka płyt, które panowie wspólnie nagrali, bo jest ich zapewne coś około 30. Warto jednak powiedzieć, że Steve Potts miał okazję sprawdzić się zarówno w duetach, triach, kwartetach, kwintetach, jak i większych składach, który liderował Lacy. Ciekawą odsłoną współpracy jest, m.in. album koncertowy “Live In Budapest” z 1988 roku, który jak na dłoni pokazuje siłę muzycznego porozumienia sopranu Lacy’ego i altu Pottsa. To samo zresztą można powiedzieć o “Mal Waldron with the Steve Lacy Quintet” z 1972 roku, a także wielu innych wydawnictwach autorstwa wielkiego duetu saksofonistów.

Steve Potts na przestrzeni lat potwierdzał swoją niekwestionowaną klasę. Czynił to głównie we współpracy ze Stevem Lacy’m, ale okazjonalnie umacniał swoją pozycję, nagrywając albumy jako lider. Nie wszystkie zresztą były stricte jazzowe. Steve Potts wykazywał także zainteresowanie funkiem, muzyka afrykańską, a także filmową. Najlepszą kondensację wymienionych stylistyk znajdą państwo na płycie “Musique Pour Le Film D'Un Ami”.