Inem Gortn
Powoli, ale konsekwentnie Mikołaj Trzaska prowadzi swą małą ekspansję w kierunku wydawców zagranicznych. Po tym, jak jego nagrania pojawiły się między innymi w katalogach oficyn litewskiej (No Business Records) i amerykańskiej (Relay Records) pora na Wielką Brytanię. Zważywszy, że trio Riverloam uzupełnia dwóch brytyjczyków - kontrabasista Olie Brice i perkusista Mark Sanders, nowy album tego właśnie składu jest po temu okazją naodpowiedniejszą. Muzycznie wszakże rewolucji nie ma.
Nie będzie więc Inem Gortn zachwycał się ten, kto spodziewa się muzycznych przesileń, ani ten, kto od gry Mikołaja Trzaski oczekuje ciągłych zmian wydźwięku czy kontekstu. Rzeczą Riverloam Trio nie jest jednak odkrywanie nowych lądów. Zespół powstał po to, aby grać solidne, pełne pasji impro – i tego na płycie jest akurat pod dostatkiem. Najbardziej zasadnym przy próbie określenia charakteru muzyki, która na płycie wybrzmiewa byłoby odniesienie się do przyrody – taki kierunek sugerują nam zresztą sami twórcy, nazywając płytę oraz kolejne utwory w taki a nie inny sposób. Nagrana w klasycznej formule sax trio Inem Gortn (co w języku jidysz oznacza „W Ogrodzie”) jest bowiem płytą bardzo organiczną. Trzaska, Brice i Sanders kontynuują tu drogę, którą obrali przy okazji wydawniczego debiutu. Działając cierpliwie i w sposób niewymuszony rozsnuwają zwartą i miejscami swoiście zadziorną muzykę.
Choć dominuje siła spokoju, jest na Inem Gortn różnorodność: w kameralnych Danzig Blues i utworze tytułowym słychać nacisk na stonowane, ciepłe brzmienie (duża w tym zasługa Mikołaja Trzaski, który gra w nich na klarnetach), w zamykającym fragmencie znajdziemy też echa muzyki żydowskiej, która zasadniczo się tym razem na płycie nie pojawia. Z drugiej strony – mamy gwałtowne, dziwaczne intro Beware Of The Porter, pobrzmiewające ziarnistym bluesem, wymowne Grub Party czy, na otwarciu, rosnące Grasping Ivy. Śpiew altu Mikołaja Trzaski zamienia się miarowo w miękki krzyk, pojawiają się chropowatości i silne zadrażnienia – wiadomo, ta róża zawsze miała kolce, ale koniec końców potrafi ukoić kształtem. Uwagę zwraca znakomita praca kontrabasu – Olie Brice często sforuje się na czoło, idąc wzdłuż, lub z fantazją koresponduje ze scenicznymi partnerami, siarczyście trąc smyczkiem jęczące struny. W budowaniu nastroju pomaga perkusja Marka Sandersa, pogłębiając i intensyfikując niektóre fragmenty (świetnie dołącza się do rozrostu „Grasping Ivy”). Całej trójce trzeba oddać klasę i porozumienie we wspólnej grze, a choć pewnie Inem Gortn nie będzie należała do kanonu nagrań ani Mikołaja Trzaski, ani być może pozostałych obecnych tu muzyków, to warto poświęcić jej nieco uwagi.
1. Grasping Ivy; 2.Beware Of The Porter – part 1; 3. Beware Of The Porter – part 2; 4. Danzig Blues; 5. Grub Party; 6. Elephant Trees; 7. Inem Gortn.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.