Peter Bernstein wrzucił na luz - nowa płyta już w sklepach.
Autor:
Redakca
Autor zdjęcia:
mat. promocyjne
Jeśli by zapytać w Polsce o najważniejszch dziś gitarzystów amerykańskiego jazzu to, pewnie jak od dekad wymienieni zostaną jednym tchem Pat Metheny, John Scofield, Bill Frisell, czy Mike Stern, a jeszcze inni sięgną takich weteranów jak John McLaughlin, Geroge Benson. W ojczyźnie jazzu jednak sytuacja zmieniała się od czasu wielkiej świetności wyżej wymienionych przynajmniej kilka razy i przynajmniej dwa razy następowała spektakularna zmiana warty. Kiedy dziś anonsuje się nową płytę Petera Bernsteina to wiadomo, że oto na rynek trafia album postaci może nie zaraz kultowej, ale za to dla wizerunku jazzowej gitary kluczowej.
Co więcej człowieka, który zapracował sobie na swoją ogromnie mocną pozycje w sposób niewymuszony jakimikolwiek desperackimi ruchmi. Zresztą, jak zwykł mawiać "Jedyne wyjście to być na luzie, zrelaksowanym, pozwolić sprawom toczyć się własnym rytmem, dawać im szansę aby się działy. Jedynym sposobem aby naprawdę improwizować jest otworzyć się na to co się dzieje, przyjmować rzeczy, które nas spotykają i robić co tylko jest w mocy by nie przeoczyć tego co na przeciw Ciebie”
Zanotujmy więc, że na sklepowe półki trafił właśnie album „Let's Loose” Petera Bernsteina, będący jednocześnie jego debiutem w barwach Smoke Session Records – oficyny, której tu co prawda nikt niemal na oczy nie widział, ale za to która bardzo śmiało poczyna sobie w dokumentowaniu tego, co dzieje się w jazzowym mainstreamie za Oceanem. Wśród zaproszonych do nagrania muzyków są jego starzy znajomi, z którymi grywa i nagrywa od bardzo dawna Dan Weiss na kontrabasie i Bill Stewart na perkusji. Grono dopełnia reprezentant młodszego pokolenia, znakomity pianista Gerald Clayton. Z pewnością dla miłośników talentu Petera Bernsteina nie bez znaczenia będzie fakt, że niemal połowa utworów na płycie to jego autorskie kompozycje.