Ten moment musiał nadejść, ale gdy nadszedł to i tak trudno zachować chłodny umysł. Wayne Shorter, jeden z największych amerykańskich saksofonistów jazzowych i kompozytorówobecnych na scenie od lat 50., zmarł w szpitalu w Los Angeles w wieku 89 lat.
Shorter był centralną siłą trzech wielkich grup jazzowych XX wieku: Jazz Messengers, prowadzonej przez perkusistę Arta Blakey'a, o która można śmiało powiedzieć, że w połowie ubiegłego wieku ustanowiła wzorzec stylistyczny hard bopu, kwintet Milesa Davisa, który do przełomu lat 60 i 70 był najsłynniejszą jazzowa grupą świata i doprowadził Davisa do jego elektrycznego okresu oraz legendarnej Weather Report, utworzonej w 1970 roku wraz z Miroslavem Vitousem i Joe Zawinulem .
Niemal każda jego artystyczna aktywność niosła ze sobą spektakularne efekty artystyczne, niezależnie od tego czy były to okazjonalne kolaboracje z Steely Dan czy Carlosem Santaną czy wieloletnie wspólne działania, jak w przypadku Joni Mitchell, z którą nagrał dziesięć albumów albo bodaj najdłużej trwająca muzyczna przyjaźń z Herbie Hancockiem. Do dziś ich wspólny album 1+1 to niewyczerpana skrbnica fascynujących koncepcji improwizaztorskich.
Zdobywał nagrody od Grammy po Polar Music, ale to wszystko ma znacznie mniejsze znaczenie niż fakt, że by jednym z naprawdę nielicznych wielkich jazzowych artystów, którzy najbardziej olśniewające rezultaty pod względem artystycznym osiągał w ostatnim okresie swojej kariery. Założony w 2000 roku kwartet z Danilo Perezem na fortepianie, Johnem Patituccim na kontrabasie i Brianem Bladem stał się najważniejszym zespołem swoich czasów, a jego muzyka rodzajem wielkiej jazzowej syntezy wszystkiego co w sztuce jazzowej improzacji i kompozycji ważne i warotściowe.
Wraz z odejściem Wayn’a Shortera domyka się coraz bardziej epoka jazzowych gigantów. Na kolejnych będzie trzeba długo poczekać.