Z tego miejsca chciałbym podziękować - Pat Metheny – From This Place

Autor: 
Maciej Karłowski
Zdjęcie: 

Ile to lat minęło od ostatniej płyty Pata Metheny’go? Sześć bodaj. To spory dystans, szczególnie w odniesieniu do artysty, który bywało raczył nas swoim talentem jeśli nie co roku to co półtora lub dwa na pewno. Poza tym Pat Metheny to gitarowa wyrocznia, artysta wielki potrzebny fanom bardzo. Ludzie kochają jego muzykę miłością niezachwianą i lubią ja nagradzać, co potwierdzają z jednej strony wyniki sprzedaży, z drugiej nagrody. Pomniejszych nie zliczę, ale 20 figurek Grammy w 12 kategoriach, w tym rockowej, siedem razy Grammy z rzędu. Teraz szykuje się dwudziesta pierwsza, bo jak miałoby być inaczej. Ci którzy mogliby mu ją odebrać nie żyją, albo już nie grają. Nie sądzę żeby nawet Marsalisowie mogli go dosięgnąć, ani też Brad Mehldau, bo ten ostatnio wydał album znakomity i pewnie w bieżącym roku od płyt totalnych będzie chciał odpocząć. Zatem Pat Metheny jak to pół bóg i ikona sekty methenistów jest skazany na kolejny sukces.

Nie przypuszczam, żeby zbyt wielu ludzi zastanawiało się zbytnio nad tym co wraz z 48 płytą w dorobku Metheny im serwuje. Najważniejsze wydaje się bowiem, że dostarcza w ogromnej obfitości to co chcą usłyszeć, aby zaspokoić swoją tęsknotę za nową muzyką idola. I tak 10 nowych kompozycji, kwartet z Gwilimem Simcokiem na fortepiani, Lindą Oh na kontrabasie, Antonio Sanchezem na perkusji, gościnie Meshel Ndegeocello z mikrofonem, Gregoira Mareta na harmonijce ustnej, Louisa Conte na instrumentach perkusyjnych i Hollywood Studio Symphony dyrygowaną przez Joela McNeelya. Jest więc obficie, jak to ujął sam autor ze Spielbergowskim rozmachem.  W jednej z recenzji tej płyty przeczytałem, że można też odnieść wrażenie, że w tym albumie artysta skumulował wszystkie swoje najlepsze patenty z dotychczasowych płyt i, że jeśli istnieje absolut w muzyce, to "From this Palce" właśnie nim jest. O i to jest chyba najlepsze tego czym stanie się „From This Place”. Nie czarujmy się, przecież tego właśnie oczekują słuchacze. Od artystów absolutnych oczekują muzyki absolutnej, ze słusznym nagromadzeniem patentów, które ten absolut pomogły osiągnąć.

„From This Place” to jedna z tych płyt, które chciałem zrobić przez całe życie” –  oświadczył w jednym z wywiadów Pat Metheny. „To rodzaj muzycznej kulminacji, z szerokim wachlarzem muzycznych ekspresji, które zawsze mnie interesowały. Wszystko zebrane na jednym wielkim płótnie, zrealizowane dzięki znakomitej komunikacji, którą można mieć tylko z muzykami, z którymi spędziło się setki nocy podczas wspólnego grania”.

Uwierzymy mu? Jasne, że tak! Przynajmniej spora cześć. W Polsce na pewno! Przecież Metheny zachwyca, a skoro zachwyca to jak miałby nagle nie zachwycać. A poza tym skoro jest to jego płyta marzeń to jak nie zachwycić się płytą spełniającą marzenia muzyka, który zachwyca nas całym sobą i całą swoją historią.

Słuchając tego albumu napotkałem uporczywie powracającą myśl. Że całość, z całym wachlarzem absolutnych patentów i całym zachwycającym zachwytem zawiera się praktycznie w 13 minutowym utworze „America Undefined”. Po co więc było nagrywać pozostałe? Po co w ogóle było nagrywać tak tłustą i bogatą płytę gdy ma się już na koncie „Secret Story”, gdy w sumie nie za wiele więcej w tej materii ma się do dodania? Tak więc mamy kolejny doskonały album, który powstał po nic i w zwojej znakomitości jest kompletnie nieciekawy.

No i ten tytuł. Czyżby Pat Metheny zabierał głos w sprawach Ameryki? Czyżby decydował się na jakiś za przeproszeniem polityczny statement, jakiś głoś niezgody na to czym stała się jego ojczyzna i na potrzebę określenia na nowo czym być powinna skoro teraz jest niezdefiniowana? Hmm, jeśli tak to zastanawiam się czy aby nie dlatego przez trzy dekady ludzie sięgali do Pata Metheny’ego, że swoją muzyką dawał okazję do wrzucenia na luz, zatopienia się w innym niż otaczający na co dzień prozaiczny świat. Sam nie wiem. Ja kiedyś właśnie po to po jego muzykę sięgałem. Ale to było kiedyś. Dziś to już chyba nie ma po co z takich powodów sięgać. Jest przecież tak wiele innej muzyki, bardzo często znacznie bardziej intersującej.