Bielska Zadymka Jazzowa - dzień III: Terri Lyne Carrington i Gregoire Maret

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
Armen Chrobak

Mimo iż meteorolodzy nie zapowiadali szczególnych anomalii pogodowych w stolicy Podbeskidzia, dla wielu mieszkańców i gości, wyraźnie wyczuwalne były zawirowania i ‘podmuchy’ (czasem bardziej gwałtowne, i trudne do okiełznania, innym razem łagodniejsze) Anomalia ta to Zadymka Jazzowa, która po raz piętnasty poderwała z miejsc wielbicieli, i sympatyków muzycznej improwizacji.

Czwartkowy wieczór miał być okazją do zaprezentowania talentu i umiejętności dwóch formacji: kwartetu harmonijkarza Grégoire Mareta i sekstetu pod przewądztwem perkusiski Terri Lyne Carrington. W obu przypadkach publiczność miała dostąpić zaszczytu wysłuchania premierowego wykonania kompozycji z repertuaru obu wykonawców: Maret po raz pierwszy w Polsce prezentował swój debiutancki album, zaś program Carrington stanowił światową premierę jej najnowszego albumu „Money Jungle: Provocative in Blue”.

Grégoire Maret, choć swą pierwszą solową płytę wydał zaledwie niespełna rok temu, od dobrych kilku lat towarzyszy ze swą harmonijką, z dużym powodzeniem i przychylnością krytyki, wielu wybitnym muzykom, wśród których wymienić można: Youssou N’Dour’a, Me' Shell Ndegeocello, Pete’a Seegera, Davida Sanborna, George’a Benson’a, Cassandrę Wilson, Herbie Hancock’a, Stinga, Marcusa Millera oraz wielu innych. W Bielsku-Białej, przewodząc zespołowi, w którym na fortepianie i instrumentach klawiszowych grał Federico Gonzalez Peña, na perkusji – niezwykle ekspresyjny Clarence Penn, a na gitarze basowej – znakomity Robert Kubiszyn (znany na co dzień ze współpracy z Grzegorzem Turnauem, Anną Marią Jopek, Dorotą Miśkiewicz oraz Henrykiem Miśkiewiczem czy Markiem Napiórkowskim). 

Choć harmonijka ustna Mareta niektórym mógła wydawać się niepozorna, wraz z każdym kolejnym utworem brzmiała coraz bardziej stanowczo i odważnie. Zrazu delikatne, wręcz liryczne brzmienia pierwszych kompozycji, stopniowo nabierały siły i zdecydowania. W kulminacyjnej fazie występu ocierające się niemal o kakofonię, nieposkromione improwizacje, ‘napędzane’ żywiołową grą Penna na perkusji, wywoływały zrozumiały entuzjazm i zachwyt publiczności bielskiej Zadymki.

Niezaprzeczalnie, mimo świetnego występu na gitarze basowej i kontrabasie Kubiszyna, i równie dobrego, na instrumentach klawiszowych i fortepianie – Federico Gonzaleza Peñi, najwięcej uwagi publiczności skupiała dynamiczna gra czarnoskórego perkusisty – Clarenca Penna, i, co naturalne, lidera grupy – Grégoire’a Mareta.
Nic dziwnego, że po zakończonym bisami, owacyjnie przyjętym występie, właśnie do tych dwóch artystów ustawiła się pod sceną kolejka fanów, proszących o pamiątkowy autograf.

Gdy wybrzmiały dźwięki harmonijki, na scenę zaproszona została grupa Terri Lyne Carrington, którą zapowiedział redaktor naczelny miesięcznika Jazz Forum – Paweł Brodowski.  W krótkim wstępie bielskiej publiczności przybliżona została płyta nagrana przed 50 laty przez Duke’a Ellingtona, Charlie Mingusa i Maxa Roacha pod tytułem „Money Jungle”, które to nagranie zainspirowało Carrington do opracowania nowych aranżacji i interpretacji oryginalnych kompozycji. Tak powstał album „Money Jungle: Provocative in Blue”, który na sklepowe półki trafić ma jeszcze w lutym. Uczestnicy Zadymki mięli okazję usłyszeć jego koncertową wersję jako piewsi, nie tylko w Polsce, ale i na świecie!

Carrington towarzyszyli na scenie: utalentowany i wyrazisty, młody pianista – Aaron Parks,  grający na kontrabasie – James Genus (ma w dorobku występy u boku m.in. Benny Golsona – kolejnej wielkiej gwiazdy tegorocznej Zadymki; Chica Corea’i, czy Branforda Marsalisa), gitarzysta – Asher Kurtz (niespełna dwudziestoletni muzyk, wciąż student Berklee College of Music w Bostonie), grająca na saksofonie Tia Fuller (występująca również na co dzień w zespole gwiazdy muzyki R&B – Beyoncé) oraz śpiewająca gościnnie w kilku utworach znakomita Gretchen Parlato (jej solowy koncert podczas 15. Zadymki Jazzowej zaplanowany został na sobotę, 2 lutego).

Muzyka jaka brzmiała na scenie w tej części wieczoru od początku pulsowała energią, siłą, tętniła ekspresją. Gdy w jednej z pierwszych kompozycji wokalistka zaśpiewała: God almighty (Boże wszechmogący), czuło się moc, głębię i szczerość tego wezwania. Dzikie i szalone improwizacje na saksofonie, rozbudowane wariacje na gitarze, grane z wyczuciem partie fortepianu, utrzymywane w napięciu i ‘popychane’ do przodu przez zdecydowane, ale finezyjne uderzenia perkusji, tonowane były przez aksamitny i delikatny głos Parlato, w przypadających jej partiach wokalnych (płynące z jej ust słowa: „…music is the woman you’ve always wanted to find…” – muzyka to ta kobieta, którą zawsze pragnąłeś znaleźć poruszały z wielką siłą).

 

Starannie zaplanowana dramaturgia koncertu nie pozwoliła publiczności odczuć znużenia czy ulec dekoncentracji. I mimo, że muzyka nie należała do najłatwiejszej w odbiorze, przyjmowana była z niesłabnącym aplauzem. Gdy, po ostatnim utworze, publiczność porwana przez fantastyczny występ grupy Terri Lyne Carrington domagała się bisów, perkusistka, wzruszona takim odbiorem zagranych przez jej zespół kompozycji, bezbronnie wyznała: zagraliśmy dla was całą płytę, nie mamy więcej utworów.

Było to całkowicie niezwykłe i pozostawiało słuchaczy z poczuciem odebrania całości, pełni przekazu, jakim muzycy chcieli podzielić się z odbiorcami.
Czwartkowy występ obu grup można było z pewnością uznać za wyjątkowy, szalenie udany i ogromnie poruszający.