Dzisiaj, 31 lipca świat obchodzi urodziny Ahmeta Erteguna - jednej z najważniejszych postaci w nowoczesnej muzyce rozrywkowej. Kto wie, bez niego być może nie byłoby Raya Charlesa, Led Zeppelin, Charlesa Mingusa czy Johna Coltrane'a takimi jakmi ich pamiętamy i jacy tworzyli historię muzyki? Z pewnością jednak nie byłoby Atlantic Records!
Nie zdarza się mi się bardzo często zasiąść wśród widowni festiwalowej i być dumnym. Ale tak dumnym naprawdę, szczerze i głęboko. Na Jazzie nad Odrą w tym roku się to zdarzyło.
Uwielbiamy rankingi, ktoś w nich wygrywa, ktoś zajmuje kolejne miesca. Jedni z tego powodu świętują inni są smutni i czują zawiedzeni. Ale kiedy przyjrzeć się uważnie, działamy na terytorium, które regułom rankingów nie powinno być poddawane. W Jazzarium nasz czas zajmuje głównie muzyka, jej słuchamy nieustatnnie z płyt, podczas koncertów, nad nią rozmyślamy i z nią związane są najróżniejsze doznania. Zostawmy więc w tym roku wyścigi, zwycięzców i laureatów. Zamiast tego oddajemy głos naszym autorom.
Muzyka jazzowa lubi coraz częściej zapatrzyć się we własne oblicze i podziwiać swą, często dawno przebrzmiałą urodę. Konsekwencjami tego jest niezliczona ilość hołdów, rewizyt, pokłonów i tym podobnych tańców procedowanych na kolanach przed osiągnięciami minionych epok, najczęściej nie dosięgając oryginałom do pięt. Ale czasem jednak taką podróż odbyć warto. I tak jest w tym przypadku!
Dobrze, że są Święta i dobrze, że jest przerwa pomiędzy Świętami i Nowym Rokiem. Wszystko wówczas bardzo zwalnia, a w trakcie leniwie płynących dni znajduje się czas na te wszystkie zajęcia, którym niełatwo jest się oddawać, szczególnie jesienią, kiedy dorocznie eksploduje festiwalowa supernowa.
Magazyn DownBeat napisał o nim, że uosabia energię Johna Coltrane'a w XXI wieku. Frank Catalano, chicagowski saksofonista tenorowy, wraz z długoletnim perkusistą Smashing Pumpkins Jimmym Chamberlinem, pod skrzydłami Ropeadope Records składają hołd autorowi albumu "A Love Supreme", oddając w ręce słuchaczy płytę "Love Supreme Collective".
Wspólna płyta Johna Coltrane’a i Dona Cherry’ego, zagrana przez zespół towarzyszący Ornette’owi Colemanowi i zawierająca w sporej części poza „Cherry-co” i „Bemsha Swing”, Colemanowskie kompozycje.
Są takie koncerty – rzadko, ale jednak się zdarzają – o których trudno cokolwiek napisać, by nie skończyło się na tanim banale. Właściwie należałoby napisać, że po prostu się odbyły i na tym skończyć. Używanie takich słów jak „genialny”, „niesamowity” i innych określeń z tej rodziny straciło już siłę wyrazu. Słowo „geniusz” jest tak często używane na potrzeby niemal wszystkiego – każda płyta jest genialna, każda książka jest kultowa, każdy film przełomowy i najlepszy w karierze artysty – że przestało cokolwiek znaczyć.