Utrzymuj muzykę przy życiu, a to zapewni ci życie - wywiad z Harrim Sjöströmem

Autor: 
Piotr Wojdat
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Z fińskim saksofonistą Harrim Sjöströmem rozmawiam o podróżowaniu, improwizacji i planach na najbliższą przyszłość. Przywołujemy też postać i twórczość Cecila Taylora.

Jak minął Ci zeszły rok?

Harri Sjöström: Cóż, jeśli Twoje pytanie dotyczy moich muzycznych przygód, to mogę powiedzieć, że raczej się cieszę ze wspaniałych koncertów z muzykami, których naprawdę lubię i z którymi czuję otwartą przestrzeń na energiczną wspólną komunikację. Jest to bardzo istotne w naszej pracy. Oczywiście wszystko to bardzo pozytywnie odbija się na mojej codziennej pracy i życiu, podobnie jak i życie na pracy. To wszystko się ze sobą łączy.

Z jakich osiągnięć jesteś szczególnie zadowolony i czego się spodziewałeś?

HS: W moich projektach regularnie zastanawiam się, jak umiejscowić muzycznie różne grupy, z którymi mogę występować. To duża część mojej codziennej pracy. Planuję wiele rzeczy. Pracuję na mój trzeci festiwal w Finlandii „Sounds Visible” (Soundscapes vol. 3). Przygoda z Soundscapes Festivals rozpoczęła się w 2016 roku pod nazwą Soundscapes X-Tension, a drugą odsłoną było Soundscapes & Soundportraits. Po roku 2018 to jeden z większych moich projektów. W Berlinie prowadzę „Soundscape Concerts Series”, od 2013 roku w fińsko-niemieckiej przestrzeni artystycznej Toolbox, a także w Galerii Wolf & Galentz jako nowe miejsce tych koncertów. Jest to głównie galeria sztuki, ale bardzo lubią mieć tam regularnie współczesną muzykę improwizowaną. Cieszę się z rezultatów tych projektów Soundscapes-Berlin i właśnie tego oczekuję: przyjmowania i zapraszania muzyków w wyjątkowych składach oraz przedstawiania ich w takich okolicznościach.

Dużo podróżowałeś w trakcie całej swojej kariery. Urodziłeś się w Finlandii, ale mieszkałeś też w Stanach Zjednoczonych, Austrii i Niemczech. Czego nauczyłeś się w tych miejscach i od ludzi, z którymi miałeś tam do czynienia?

HS: Urodziłem się w Finlandii, dorastałem i mieszkałem w Turku do 19 roku życia. Potem mieszkałem w Helsinkach przez kilka lat. Mieszkałem w USA przez około 8 lat w dwóch różnych okresach. Ostatni był w latach 1973 - 1978, kiedy studiowałem muzykę, fotografię, historię filmu i początki filmu. Po okresie amerykańskim mieszkałem w Wiedniu przez około 5 lat, a następnie w 1985 r. przeprowadziłem się do Berlina.

Zwłaszcza w San Francisco, gdzie mieszkałem przez większość czasu, ogólnie czułem, że ludzie są bardzo otwarci, a zarazem bardzo wspierający. Dla mnie miało to wielkie znaczenie i wartość. Pomogła mi spojrzeć na rzeczy w nowy sposób i zaangażować się w rzeczy, których wcześniej nie doświadczyłem. Podczas wszystkich moich studiów w szkole koledzy z klas bardzo mi pomagali i wspierali. Dla mnie, jako nieśmiałego faceta z Turku, było to jak przebudzenie na nowo!

Później w Wiedniu wszystko działo się wolniej w porównaniu do tego, co miało miejsce w San Francisco. Melancholijne nastawienie wśród ludzi przypominały mi to, jak było w Finlandii. Załatwianie spraw zajmowało  dużo czasu.

Na szczęście w tym samym okresie poznałem kilka ważnych osób, które regularnie organizowały najciekawsze spotkania we współczesnej muzyce improwizowanej! Poznałem najważniejszych artystów, zwłaszcza ze sceny europejskiej, ale nie tylko: Dereka Baileya, Tony’ego Oxley’a, Carlosa Zingaro, Gian Lugi Trovesiego, Radu Malfattiego, Tony’ego Coe’a, Irene Schweitzer, Lola Coxhilla, Johna Russella, Philipa Wachsmanna, Paula Lovensa, Alexandera von Schlippenbacha, Georga Russella, Billa Dixona, Steve’a Lacy’ego i wielu innych oraz jednego z moich nauczycieli saksofonu w Wiedniu - wspaniałego Leo Wrighta.

Oczywiście wiele się nauczyłem od tych wszystkich ludzi, a zwłaszcza poprzez regularne koncerty, które często organizował tam kompozytor grający na flugelhornie Franz Koglmann i jego żona Ingrid Karl. Większość tych ważnych wydarzeń zorganizowali, z dbałością o wysokiej jakości oprawę, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum XX wieku. Brałem udział w niektórych warsztatach, między innymi z Georgem Russellem, Billem Dixonem, Steve'em Lacym. Było to więc świetne miejsce do kontynuowania nauki i praktyki w zakresie współczesnej muzyce improwizowanej. Studiowałem także w Hochschule für Musik w niektórych klasach prowadzonych przez kompozytorów Friedricha Cerha i Haubenstock Ramati w klasie kompozycji elektroakustycznej.

Czas w Wiedniu był także czasem, kiedy zacząłem powoływać do życia własne projekty i trasy koncertowe z myślą o Finlandii. Moim pomysłem było wprowadzenie ważnych osobistości do tej muzyki również w moim kraju. Podobnie jak wymiana doświadczeń między instrumentalistami fińskimi i zagranicznymi. Jedną z pierwszych była trasa koncertowa z Franzem Koglmannem i w 1985 r. trasa koncertowa z Derek Bailey Company, w której połowa muzyków pochodziła z Finlandii. To było coś wyjątkowego w moim kraju i tam spotkało się z dużym zainteresowaniem.

W mojej opowieści docieramy do Berlina: od samego początku, czyli od 1985 r. życie tutaj było wspaniałym doświadczeniem. To jest taka mekka muzyki improwizowanej. Według mojej wiedzy nie ma takiego drugiego miejsca, gdzie tyle by się działo. Przez cały rok odbywa się kilka koncertów każdego dnia. Naprawdę niesamowite. Tyle entuzjazmu i radości wśród muzyków oraz zawsze aktywna i intensywna komunikacja między artystami. Ludzie są bardzo otwarci i gotowi wskoczyć do zimnej wody, eksplorować i gromadzić się w nieskończenie wielu projektach. Energia jest naprawdę intensywna i płynąca na tej międzynarodowej scenie! Poza trudną sytuacją finansową scena muzyki improwizowanej stale rośnie od początku mojej działalności. Oczywiście wiele się zmieniło, odkąd przybyłem tu w 1985 roku. W Berlinie czuje się dobrze i jest moim ulubionym miastem na wiele sposobów. Ludzie, których znam, pomagają i wspierają mnie, abym mógł kontynuować moją indywidualną pracę. Mówią mi: „utrzymuj muzykę przy życiu, a to zapewni ci życie”. Jest to postawa ludzi tutaj obecnych i to, czego się od nich nauczyłem.

Dużo współpracowałeś z Cecilem Taylorem. Jakim był muzykiem i człowiekiem?

HS: Spotkaliśmy się w 1990 roku w Berlinie, a po raz pierwszy zagraliśmy w 1991 roku. Zagraliśmy wiele koncertów - w Niemczech, Czechach, Finlandii, Szwecji, Francji, Hiszpanii, Szwajcarii, we Włoszech. Cecil jako muzyk był bardzo hojny, dając dużo swobody i twórczej przestrzeni w projektach, w które byłem zaangażowany.

Doświadczyłem go jako osoby o serdecznej, zawsze dobrej woli, z dużym zaufaniem w stosunku do drugiego człowieka. I to nawet po tylu rozczarowaniach i trudnych chwilach w życiu. Nigdy nie stracił zaufania do ludzi i zawsze zachowywał entuzjazm. Mógł też pokazać innym stronom, kiedy było to potrzebne i stosowne w niektórych sytuacjach, jak należy się zachować. Dużo się śmiał, uwielbiał rozmawiać i mówić, i miał dobre poczucie humoru. Dużo czytał, a jeśli nie ćwiczył gry na pianinie, czytał dużo literatury i pisał, że jest poezją. Był pokornie wdzięczny za swoje życie i często wyrażał swoje szczęście w tak wielu rzeczach, chociaż przeżył wiele trudnych momentów. Głęboko szanował prawa natury i ludzkości. Był również bardzo wyczulony na niecywilizowane zachowanie, które może prowadzić do silnych reakcji w sytuacjach pracy z innymi muzykami. Niektórzy świetni muzycy musieli opuścić zespoły z powodu takich zachowań. Na to Cecil był szczególnie wyczulony.

Oczywiście jestem bardzo wdzięczny za to, że w życiu miałem okazję go poznać, pracować z nim i uczyć się od niego przez tak długi czas od 1990 do 2018 roku. Oprócz granej przez nas muzyki, nawiązaliśmy bliskie osobiste relacje.

Jaki jest Twój ulubiony album Cecila Taylora i dlaczego?

HS: Och! Mój ulubiony album? Nie mogę powiedzieć, że jest jeden szczególny, ponieważ jest ich tak wiele. Ma dużo świetnych albumów z różnych okresów jego życia, które oddziałują na mnie na różne sposoby. Jedną z grup, którą uważam za bardzo wyjątkową, jest kwintet i kwartet Desperados (Cecil, Paul Lovens, Teppo Hauta-aho, Tristan Honsinger, ja). Jak powiedział Cecil o „Desperados” (zespole, z którym najczęściej podróżowaliśmy, ale niestety nie wydaliśmy jeszcze żadnych płyt): „To mój najlepszy zespół, jaki kiedykolwiek miałem” i krótko po tym powiedział: „To nie jest mój zespół, to nasz zespół ”. Osobiście powiedziałbym, że ta grupa była swego rodzaju punktem zwrotnym w rozwoju gry Cecila (niektórzy inni pionierzy tej muzyki powiedzieli mi to samo). Cecil całkowicie zaakceptował nową rolę w zespole, w którym grupa zmieniła się w konstelację „europejską” i gdzie nie było już jednego lidera. Grupa bez lidera lub bez „jednej osoby głównego solisty”, jak to było w starszych formacjach, które miał. Zatem nie wszystko było skoncentrowane na Cecilu. Bardzo mu się podobało i wydawało się, że go to uwolniło od czegoś. Na koncertach można to było wyraźnie zobaczyć, także w jego grze. Określiłbym to tak, że naprawdę uśmiechał się na myśl o nowej wolności.

Jesteś nauczycielem od 40 lat. Czy studenci nadal chcą grać jazz i muzykę improwizowaną?

HS: Tak, mam już za sobą około 40 lat nauczania. Nadal studenci lubią uczyć się improwizacji, a większość z nich chce także grać jazz w różnych formach i tradycjach.

W zeszłym roku wydałeś album z wiolonczelistą Guilherme Rodriguesem. Mieszanka saksofonu sopranowego i wiolonczeli nie jest zbyt popularna w muzyce jazzowej…

HS: Podoba mi się ta mniej popularna mieszanka instrumentów. Sprawdza się w tym przypadku, ale oczywiście może to nastąpić tylko wtedy, gdy muzycy uwielbiają to, co robią i mogą grać ze sobą. Tutaj mamy jedną z tych szczęśliwych sytuacji, w których jest między nami chemia i formuła działa fantastycznie.

Jesteś fotografem. Jak to się stało, że zacząłeś robić zdjęcia i co jest dla Ciebie najważniejsze w fotografii?

HS: Zaczęło się to wtedy, kiedy zacząłem studia muzyczne na uczelni w Stanach Zjednoczonych. Kilka lat wcześniej zacząłem robić zdjęcia. Uczelnia miała bardzo dobrą klasę z program prowadzony przez wielkiego fotografa Grega Mac Gregora, a także Arthura Ollmanna. Zainteresowanie fotografią i radość z tego doprowadziły mnie do drugiego poważnego studium fotografii artystycznej. To był mój głód wszystkich wspaniałych doświadczeń w tworzeniu sztuki, także video art, która była nowa jeszcze na początku lat 70. Tak było z pracą z dużą taśmą, sprzętem i cięciem filmów żyletkami i łączeniem ich razem. Zasadniczo w fotografii ważne jest dla mnie wyćwiczenie intuicji w widzeniu rzeczy podczas robienia zdjęć. Pełna koncentracja, brak wrażliwości, patrzenie, patrzenie i widzenie... coraz więcej, co dzieje się, gdy zaczynasz patrzeć. To bardzo wewnętrzne doświadczenie, którego doświadczam także w muzyce, w której słucha się, słucha i zaczyna słyszeć coraz więcej… To jest coś, co możemy trenować bez końca… i wszędzie tam, gdzie jesteśmy i żyjemy.

Jakie masz plany muzyczne na ten rok?

HS: Improwizacja, improwizacja, improwizacja, jako że muzyk nie oddziela się od swojego życia - to wszystko wielka improwizacja!

Teraz pracuję między innymi nad moim festiwalowym projektem dla Helsinek „Sounds Visible”. Jak wspomniałem wcześniej, mając nadzieję, że uda się to zrealizować. To zależy, czy bogowie wspierający się dołożą. Mam wiele innych koncertów i występów zaplanowanych na różne festiwale i mniejsze miejsca, głównie w Europie. To, co w końcu się wydarzy, jest nadal otwarte. Jednym z planów jest występ Sestetto Internazionale na festiwalu Ad Libitum i mam wielką nadzieję, że tak się stanie. Nasza druga płyta ukaże się w lutym nakładem „Fundacji Słuchaj!”. Z niecierpliwością czekam na to i bardzo się cieszę, że Maciej Karłowski był tak entuzjastyczny i wspierał naszą muzykę i całą produkcję tej płyty!

W tej chwili próbuję znaleźć więcej możliwości dla fantastycznego zespołu Sestetto Internazionale z Alison Blunt, Achimem Kaufmannem, Veli Kujala, Gianni Mimmo, Ignazem Schickiem. Będziemy w trasie w Niemczech i Austrii. Dodatkowo planuje koncerty dla grupy MOVE - kwintetu i dla legendarnego Quintet Moderne z Teppo Hauta-aho, Paulem Lovensem, Sebi Tramontaną, Philem Wachsmannem. QM istnieje od 1996 roku. Na liście jest więcej grup, które regularnie proponuję organizatorom. Np. całkiem nowy duet z Guilherme - wiolonczela i ja. Ten duet jest dla mnie wyjątkowy i motywujący! Pierwsza płyta „The Treasures Are” spotkała się z fantastycznym odbiorem.

Jednym z większych projektów jest zorganizowanie dwudniowego festiwalu w Monachium w miejscu Offene Ohren. Jest to w zasadzie ten sam format, który mieliśmy na moim festiwalu w Helsinkach w 2018 roku. Podwójna płyta z nagrań podczas festiwalu została wydana w Leo Records pod nazwą „The Balderin Sali Variations”. Muzycy to Matthias Bauer, Emilio Gordoa, Teppo Hauta-aho, Veli Kujala, Paul Lovens, Libero Mureddu, Dag Magnus Narvesen, Evan Parker, Harri Sjöström, Sebi Tramontana, Philipp Wachsmann i Lena Czerniawska.

A poza tym to planuję mieć dobre myśli, aby mieć szanse i szanse grać i grać… „Utrzymuj muzykę przy życiu, a to zapewni ci życie!”