Samuel Blaser : „Komunikacja to dla mnie podstawowe narzędzie”
Samuel Blaser pochodzi ze Szwajcarii, ale od wielu lat jest prawdziwym „obywatelem świata”. O tym, dlaczego ostatnimi czasy bliższa jest mu Polska, o płycie „City Of Gardens” nagranej wraz z triem RGG, a także o trudnościach związanych z grą na puzonie opowiedział mi w krótkim wywiadzie, w trakcie swojej trasy koncertowej.
Często bywasz w Polsce. Czy masz tu jakieś ulubione miasto?
Moja żona jest Polką i mamy rodzinę w Warszawie, więc tam jestem zdecydowanie najczęściej. Bardzo lubię to miasto, pewnie ze względu na moje osobiste historie i wydarzenia z nim związane. Wiem jednak, że nie jest to najpiękniejsze miejsce w Polsce.
Do tej pory mieszkałeś w Nowym Jorku, Szwajcarii, teraz w Niemczech. Czy znalazłeś już swoje miejsce na Ziemi?
Właściwie to nadal nie mam takiego miejsca. Za każdym razem, gdy odwiedzam nowe miasto, chcę się tam przeprowadzić. Przypuszczam, że takim właśnie nomadem pozostanę przez najbliższe lata.
Jak rozpoczęła się Twoja współpraca z triem RGG?
Pierwszy raz spotkaliśmy się na festiwalu Jazz Ahead w Bremen, jakieś kilka lat temu. Później, zadzwonił do mnie Maciej Garbowski z propozycją, abym wziął udział w nagraniu albumu “City Of Gardens” w Katowicach. Bardzo się cieszę z nawiązania tej współpracy i myślę, że tak na prawdę to dopiero początek wspólnego grania. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości będziemy mieli też okazję zaprezentować ten materiał w wielu miejscach.
Na “City Of Gardens” bardzo ważna jest komunikacja pomiędzy muzykami. Czym komunikacja jest dla Ciebie?
Komunikacja to dla mnie podstawowe narzędzie nie tylko w muzyce i każdej innej dziedzinie sztuki, ale też w relacjach międzyludzkich. Bez komunikacji nie można byłoby stworzyć języków, ludzie nie byliby w stanie się ze sobą porozumieć.
Do tej pory nagrałeś album w trio, kwartecie, a także album solowy. Ostatnio nagrałeś “Aquarelle” z big bandamem. Która kombinacja jest Ci najbliższa?
Najbardziej lubię grać w małych składach: duety i tria to moje ulubione formaty. W muzyce cenię sobie intymność i przestrzeń, w której mogę swobodnie wyrazić siebie.
W wielu składach jesteś też liderem. Jakie cechy musi mieć muzyk, którego zapraszasz do zespołu?
Lubię współpracować z ludźmi, z którymi dobrze się dogaduję. Ważna jest też dla mnie pewnego rodzaju muzyczna elastyczność i otwartość. Poza tym muzycy muszą być dla siebie inspirujący i wzajemnie się stymulować.
W swoim trio, świadomie zdecydowałeś się na niepełną sekcję rytmiczną. Dlaczego?
Przez lata współpracy z Marciem Ducret’em wypracowaliśmy naprawdę wyjątkową muzyczną relację. Z czasem uświadomiłem sobie, że za pomocą naszej gry jesteśmy w stanie stworzyć naprawdę szeroką paletę brzmieniową, która zawiera w sobie również linię basu. Do tej kombinacji zaprosiliśmy perkusistę Petera Bruun’a – efekt jest naprawdę świetny i ekscytujący.
Na swoim albumie „Consort in Motion” odwołujesz się mocno do muzyki dawnej. Czy możesz wskazać, jakie są największe podobieństwa pomiędzy muzyką współczesną – jazzem a barokiem?
To fascynujące, że pomimo upływu lat pomiędzy barokiem i jazzem jest wiele punktów stycznych: frazowanie, improwizacja, ornamentacje, podstawa harmoniczna w basie a nawet sam format muzyki kameralnej. To wspólne elementy, które jako pierwsze przychodzą mi na myśl.
Puzon nie jest szczególnie popularnym instrumentem w polskim jazzie. Chciałabym zapytać Cię o Twój instrument. Dlaczego się na niego zdecydowałeś?
Wybrałem puzon, kiedy miałem zaledwie dwa lata. W ogóle nie interesowały mnie inne instrumenty. Nie chciałem grać na trąbce (w przeciwieństwie do mojego brata) ani na saksofonie. Od samego początku to właśnie puzon mocno do mnie przemawiał, wydawał się znacznie bardziej interesujący. Poza tym brzmiał bardzo podobnie do ludzkiego głosu. Z czasem okazało się też, że puzon może wydawać też naprawdę zabawne dźwięki.
Przy tym wszystkim puzon nie wydaje się zbyt poręcznym instrumentem. Co jest w nim najtrudniejsze do okiełznania?
Jedyną częścią ciała, którą poruszasz podczas gry na puzonie jest prawa ręka. Reszta ciała powinna być właściwie nieporuszona, odizolowana. Zawsze wielkie wrażenie robi na mnie obserwowanie kogoś, gdy gra na puzonie. Weźmy na przykład Franka Rosolino. On sprawia wrażenie, że w trakcie grania porusza wyłącznie ustami. To naprawdę imponujące. Jestem perfekcjonistą, czasami zbyt surowym dla samego siebie. Staram się robić postępy każdego dnia. Chciałbym zawsze mieć możliwość wyrażania siebie w dowolny, wymyślony przez siebie sposób i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jestem technicznie ograniczony i nie mam umiejętności do wykreowania dźwięku, który chciałbym stworzyć.
A co jest najbardziej pociągające w grze na puzonie?
Najbardziej lubię grać używając tłumika. Dzięki temu na wiele sposobów można wykreować dźwięk imitujący ludzki głos. To naprawdę imponujące. Uwielbiam też technikę grania, której mistrzem jest Glenn Ferris: miękkie granie z domieszką powietrza, aby w efekcie uzyskać bardzo aksamitny dźwięk, typowy dla mojego instrumentu.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.