Code Numbers
Leszek Kułakowski wydał jedną z bardziej enigmatycznych książeczek do płyt, i jednocześnie chyba najciekawszy polski album jazzowy w tym roku. A to wszystko w jednym pudełeczku z napisem "Code Numbers".
"Żyjemy w czasach totalnego postępu technologicznego i rozwoju globalnej komunikacji. Każdy z nas korzysta ze zbioru kodów cyfrowych, dokonując transakcji finansowych, zakupów, czy korzystając z elektronicznych gadżetów" - pisze Kułakowski, dość jasno, w książeczce dołączonej do jego najnowszej płyty. Później jednak zaczynają się schody: "Proponowaną Muzyką próbuję definiować cyfrowo muzyczne zdarzenia. Naczelną ideą koncepcji płyty Code Numbers są stosunki między dźwiękami - wertykalne i linearne. Poszczególne utwory są skonstruowane według kodów cyfrowych odwzorowujących muzyczne spotkania. Interesują mnie zdarzenia w pionie - harmonika, zagęszczenie faktury, plany dźwiękowe. Wiele inspirujących wydarzeń dzieje się poziomo - stosunki interwałowe, powyginana melika, zabawa czasem, nakładanie wzorów rytmicznych. Tytuły utworów to wymienione już wcześniej kody, współczesne piny muzyczne 1212222, 44244, 66665 itd."
Na szczęście na koniec Kułakowski dodaje: "Nie zamierzam się zagłebiać teoretycznie i analizować poszczególnych utworów - zapraszam tylko do słuchania Muzyki"
Nie wiem czy udając krytyka powinienem również udawać, że wiem dokładnie co Artysta ma na myśli. Czym są muzyczne spotkania i jak się je cyfrowo, a co dopiero akustycznie koduje.
Wiem natomiast, że płyta Code Numbers jest czarująca.
Trudno po takim wprowadzeniu Autora napisać coś mądrego o jego muzyce.
Jeśli nie można mądrze, to spróbuję od siebie:
Cały ten wstęp z książeczki, wydaje mi się głęboko ironiczny. "Cyfrowa muzyka" Kułakowskiego jest doskonałym zaprzeczeniem cyfrowych brzmień, jakimi jesteśmy otoczeni. Jest tu za to wszystko czego szukam w albumach fortepianowych, czy w nagraniach klasycznego trio a może w ogóle. Jest charakter, piękno, liryka i trans. Jest niebanalna sekcja - szczególnie poszukujący w szmerach i hałasach Krzysztof Gradziuk (RGG, Obara Trio). Jest tajemnica i nieoczywistość. To nie jest płyta, którą usłyszy się w czyściutkiej kawiarni, jedząc tartę i wypełniając na laptopie pola w arkuszu kalkulacyjnym (choć aż roi się tam od code numbers). Słuchacz zatapia się w tej muzyce.
Szczególnie podobają mi się "dodatki" czyli motywy "Free" - zaimprowizowane przez muzyków w studio. Sam autor stawia sprawę jasno: "Najpiękniejszy utwór płyty nosi tytuł Dolina Charlotty" i nie rzuca słów, ani nut na wiatr.
Płyta spod znaku włącz - usiądź - zasłuchaj się - zadumaj się - uśmiechnij się.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.