Gard Nilssen – „Zrozumieć każdy zagrany dźwięk”

Autor: 
Marta Jundziłł

„Unloved” Macieja Obary w środowisku muzycznym świeci triumfy. Na bardzo intymne brzmienie zespołu wpłynęli wszyscy członkowie kwartetu. Z perkusistą, Gardem Nilssenem porozmawialiśmy nie tylko o „Unloved”, ale także o jego wytwórni Gigafon, współpracy z Manfredem Eichertem, a także zespole Acoustic Unity.

Współpracujesz z Maciejem Obarą od lat. Co zmieniło się w tym czasie?

Tak, gram z Maciejem od roku 2012. Pierwszy koncert zagraliśmy w Katowicach i od tego momentu poczuliśmy pewnego rodzaju łączącą energię na scenie. Po tym występie, Maciej zaprosił mnie do kontynuowania wspólnego grania w projekcie Maciej Obara International Quartet. Przez pięć lat, jako ten skład wydaliśmy cztery płyty, trzy dla Fortune Record i ostatnią „Unloved” dla ECM. Muzyka i wzajemna zależność, jaka wytworzyła się pomiędzy nami, przez te pięć lat uległa olbrzymiej zmianie i zaawansowaniu. Mam na myśli za równo sferę osobistej relacji, ale przede wszystkim warstwę muzyczną, otwarcie nowego muzycznego rozdziału i bardziej swobodną grę. Brzmienie kwartetu rozwinęło się w stronę bardzo spersonalizowaną, unikalną, poszerzyliśmy też horyzonty muzyczne.

Jaka w tym wszystkim jest rola lidera, Macieja Obary?

Maciej to po prostu mistrz pozostawiania przestrzeni i czasu dla muzyków w zespole. Potrafi przez ponad 15 minut nie grać w ogóle i w tym czasie w skupieniu słuchać pozostałych muzyków w trio. A to naprawdę rzadkie. Nigdy właściwie z nim o tym nie rozmawiałem, ale wydaje mi się, że Maciej żyje według powiedzenia: jeśli muzyka żyje sama, zostaw ją i pozwól jej żyć. Z kolei, gdy Maciej gra to poprzez swój instrument ma zawsze wiele interesujących rzeczy do powiedzenia. On doskonale rozumie każdy zagrany przez siebie dźwięk, tak samo jak pozostali członkowie kwartetu. Jest również bardzo życzliwy i dobry, dba o swoich przyjaciół i rodzinę. Bardzo to cenię.

Brzmienie na “Unloved” jest bardzo intymne. Kto za tym stoi?

Myślę, że brzmienie tego albumu pochodzi przede wszystkim od kwartetu, który spędził ze sobą ostatnie pięć lat na wspólnych koncertach. Następny czynnik to spotkanie na naszej drodze producenta Manfreda Eichera w studiu, w Oslo. „Unloved” to kombinacja bardzo osobistego dojrzałego brzmienia kwartetu i wpływu Manfreda. Współpraca z nim była niesamowita. Ten człowiek słyszy wszystko.

Posiadasz również swój własny ważny projekt: Gard Nilssen Acoustic Unity. Gracie tam bez instrumentu harmonicznego. Dlaczego zdecydowałeś się na taki format?

Acoustic Unity to mój własny projekt, z którego jestem naprawdę dumny. Klasyczne saksofonowe trio (saksofon, kontrabas i perkusja) to format znacznie bardziej otwarty, dzięki czemu automatycznie daje mi więcej wolności i muzycznej labilności. Przede wszystkim tę muzyczną bezpretensjonalność można zauważyć w lini basu i saksofonu. To te instrumenty decydują o harmonii, czasami grają w różnych kluczach w tym samym czasie i efekt jest naprawdę świetny. Instrument harmoniczny mocno definiuje, a przez to zwyczajnie ogranicza muzykę. Bez niego, również tonacja może być częściej zmienna, a przez to muzyka staje się bardziej interesująca.

Jak czujesz się w roli lidera Acoustic Unity? Ta rola znacznie różni się od roli perkusisty w kwartecie Macieja Obary?

W Acoustic Unity jestem w pełni odpowiedzialny praktycznie za wszystko co się dzieje lub nie. Muszę rezerwować koncerty, kupować bilety na podróż, robić plakaty, organizować wszystko, a także grać muzykę. W kwartecie Macieja Obary jest zupełnie inaczej. Tam gram tylko na perkusji. W swoim życiu potrzebuję obu tych ról. 

Dlaczego zdecydowałeś się założyć własną wytwórnię Gigafon?

Gigafon stworzyłem razem z moim dobrym przyjacielem Petterem Vågan w 2010, dlatego że odczuwaliśmy braki w wytwórniach płytowych w Norwegi. Brakowało w nich wytwórni skupionych na muzyce eksperymentalnej, dlatego też zamiast marudzić, zdecydowaliśmy założyć ją sami. To dużo pracy, ale wszystko idzie po dobrym torze, tak długo jak artyści współpracują ze sobą. Gigafon jest bardziej kolektywem lub może raczej kanałem, poprzez który wypusczamy muzykę eksperymentalną na zewnątrz, w świat.

Masz jakieś obiekcje do europejskich wytwórni? 

Zupełnie nie. Mam jedynie obiekcje do czołowych labeli, które stają się coraz to bardziej komercyjne. Naprawdę wierzę w to, że na świecie są ludzie, którzy chcą słuchać bardziej wymagającej muzyki niż tropical house wave, który dziś atakuje nas zewsząd.

W Gigafonie skupiasz się głównie na artystach z Norwegii. Czy masz zamiar rozszerzyć to pole do współpracy z artystami z Europy?

Narazie, jeśli chodzi o wydawanie muzyki w ogóle, to Gigafon robi sobie małą sjestę. Mamy za dużo pracy z naszymi własnymi projektami. Sam pomysł jest bardzo interesujący. Jest przecież tylko dobrej muzyki, która zawiera w sobie jazz, improwizację, wątki eksperymentalne, nie tylko w Europie, ale i na całym świecie.