Federico Albanese i Krystyna Stańko – Novos Anos – Festiwal Jazz Jantar 2016
Październik i listopad to w Polsce pora dla jazzu najłaskawsza. Natężenie wydarzeń jest na takim poziomie, że trzeba by być w kilku miejscach jednocześnie, aby wszystko, co tego warte, na własne oczy zobaczyć. Gdański klub Żak od lat robi jednak wiele, aby dalekich podróży mieszkańcom Trójmiasta oszczędzić – a przyjezdnych na Pomorze przyciągnąć. By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na program głównej odsłony tegorocznego Festiwalu Jazz Jantar, którą właśnie otworzyli Federico Albanese oraz Krystyna Stańko z zespołem.
Tegoroczna edycja fortepianem stoi. Widać to po programie, w którym znajduje się aż pięć solowych koncertów pianistów, jak i po logotypach, obecnych od billboardów i plakatów rozwieszonych w mieście, po dostępne w klubie katalogi i książeczki festiwalowe. Jako pierwszy sam na sam z fortepianem zmierzył się Federico Albanese. Tworząc, włoski muzyk zdecydowanie stawia nacisk na wywołanie pewnej atmosfery. Sam siebie nazywający pianistą nie-technicznym, opiera swe kompozycje na zawieszonych w przestrzeni dźwięków powtarzalnych, zapętlonych motywach. Grał lekko, z widocznym zaangażowaniem generując pejzażowe krajobrazy, od czasu do czasu pomagając sobie (całkowicie niestety zbędną) elektroniczną preparacją, nadbudowującą pogłosem w tle dodatkową płaszczyznę. Wszystko to w służbie nastrojowości, którą w pewnym sensie rzeczywiście udało się Federico wywołać, brzmiała ona jednak niczym ścieżka dźwiękowa, gotowa do wklejenia do niemalże dowolnego filmu. Rozciągające się skrawki melodii zanurzone w smugach akordów zdradzały silne inspiracje minimalizmem (bodaj na czele z twórczością Phillipa Glassa), jednak nie potrafiły zaprosić do wewnątrz, stworzyć plastycznego, wyrazistego świata emocji i swoisty urok ukazały dopiero przy odwróceniu uwagi od nużącego koncertu. Tytuł niedawno wydanej, drugiej płyty Federico Albanese, The Blue Hour, odnosi się do tajemniczej godziny między dniem a nocą. Kłopot w tym, że przy słuchaniu samej muzyki, nie wychodząc z domu o odpowiedniej porze, tego obrazu póki co raczej nie zobaczymy.
„Nie ma Festiwalu Jazz Jantar bez Krystyny Stańko” – jak powiedziała zapowiadająca koncerty inaugurujące dyrektor klubu, Magda Renk. Trudno się z jej słowami nie zgodzić. Festiwalu Jazz Jantar bez Krystyny Stańko nie ma dlatego, że wokalistka od lat inicjatywę Żaka silnie wspiera. Dlatego, że obecna jest podczas każdej edycji – czy to w pełniąc rolę konferansjerki, czy też prezentując kolejne swe muzyczne projekty. Nie ma go w końcu dlatego, że klub Żak bardzo dba o lokalnych artystów, dla których na scenie Sali Suwnicowej zawsze znajdzie się miejsce. To nie przypadek, że czekają, by to tutaj grać „koncerty marzeń” lub by organizować premiery nowych płyt. Premierę taką – po raz kolejny zresztą – przygotowała właśnie Krystyna Stańko. Po poetyckim Kropla Słowa (2012) i kaszubskim Snik (2015) kolejny prezentowany na żywo w Żaku album wokalistki przedstawia jej inspiracje melodyką południowoamerykańską: rytmami samby czy bossa novy, ale też swingu i bluesa. Novos Anos to także ukłon w stronę twórców owych ciepłych melodii z Antônio Carlosem Jobimem na czele – na program koncertu złożyły się utwory jego i kilku innych kompozytorów (jak Chick Corea czy Mongo Santamaria). Ich nowe aranżacje, wykonane przez Krystynę Stańko w towarzystwie jej stałych współpracowników i nie mniej częstych gości Żaka zabrzmiały z wysokiej próby balansem – melodyjność fraz Dominika Bukowskiego, wyważony puls Piotra Lemańczyka, wirtuozerskie wstawki Marcina Wądołowskiego to coś co bywalcy Jazz Jantaru doskonale znają. Wartością dodaną zespołu Krystyny Stańko był tym razem gość specjalny: dysponujący imponującym zestawem perkusyjnym brazylijski perkusjonalista Zé Louis Nascimento, którego wyczucie południowych rytmów i mistrzowski timing (plus spektakularny popis w repryzie Afro-Blue) znacznie zbliżyły Trójmiasto do kolebki bossa novy. Bo choć ze sceny padła skromna deklaracja, iż muzyka jest jedynie „gdańsko-kaszubsko-brazylijską wersją” zagranych utworów, to przy tym poziomie wykonawczym w dziedzinie relaksującej, „popołudniowej”, nastrojowej kameralistyki (acz na przykład dynamiczna aranżacja No More Blues Jobima mogłaby skutecznie wybudzić ze sjesty) niczego więcej nie trzeba. Smaczkami były też dyskretny chórek żeński (Kinga Pruś i Gabriela Janusz) oraz Marcin Gawdzis, który swoją trąbką wzbogacił So Nice Jobima i spopularyzowane przez Billie Holiday Good Morning Heartache. Żeński wokal w tak, chciałoby się powiedzieć - tradycyjnie jazzowej odmianie pojawia się w Żaku wcale nieczęsto, nie dziw więc, że nie obyło się bez bisu i bukietów – a był to dopiero pierwszy z jedenastu (!) koncertowych wieczorów festiwalu.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.