Poznańskiej trzydniówki Olesiów odsłona pierwsza!
Theo Jorgensmann & Oleś Brothers to był koronny towar, przepraszam za najbardziej nieadekwatne sformułowanie, jakie tylko da się wymyśleć w stosunku do tego zespołu braci Olesiów. Powstało wiele lat temu, nagrało dotychczas cztery płyty, z których kulminacją, choć to także niefortunne określenie była „Alchemia” wydana przez legendarną i bardzo prestiżową oficynę wydawniczą Hat Hut Records. Potem nastąpiła przerwa. Trudniej było zespoły posłuchać, w Polsce szczególnie, ale to taka cecha naszej sceny, że gdy ma w zasięgu ręki wartościową propozycję artystyczną to wykazuje wobec niej ostentacyjne desinteresment. Tym bardziej więc chętnie wsiadłem do pociągu Warszawa-Poznań, aby grupę raz jeszcze zobaczyć i posłuchać.
Powody były jednak nie tylko osobiste. Dzisiaj to już inny zespół i czwartkowy koncert w Poznańskim Arsenale był tego znakomitym dowodem. Nawet inaczej się nazywa - Oleś Brothers & Theo Jorgensmann. Kolejność odwrócona, ale też powody ku temu poważne. I naprawdę nie są związane tylko wydawniczym marketingiem i z tym, że wiosną przyszłego roku pod takim właśnie szyldem trio po raz drugi zagości w HatHutowym katalogu albumem „Transgression”. Clue to zmiana rozkładu sił w zespole. Olesiowie z czasów „Alchemii” to inni muzycy niż teraz. Przez ten czas stali się bardziej dojrzali, bardziej świadomi, choć pamiętam, że i wówczas tak o nich pisywałem. A jednak! W międzyczasie z powodzeniem zaczęli grywać w duecie, co uczyniło z nich ostatecznie muzyków jeszcze szerszego horyzontu. Sprawiło także, że ich brzmienie również jako typowej sekcji rytmicznej przeistoczyło się z błyskotliwego w dodatkowo też imponująco potężne i pełne. Theo Jorgensmann to także inny Theo niż go pamiętamy. Nowy klarnet, nowy sound, nowe możliwości i nowy horyzont ekspresji.
Nowe także są kompozycje i całe emploi grupy, która, o czym poinformuje nas tytuł kolejnej płyty przeszła, albo przechodzi nieustannie proces transgresji. Co to transgresja…naprawdę wcale nie potrzeba tego teraz wyjaśniać. Niezależnie jak wiele uczonych wyrazów da się przypisać muzyce tej formacji, to dla słuchacza nie musi to mieć żadnej wartości, ponieważ cała siła tej muzyki płynie nie z zadanej koncepcji, a z komunikacji pomiędzy muzykami budowanej poprzez improwizację kolektywną (proszę tylko nie mylić jej z tą charakterystyczną dla free improvised music z przełomu 60. i 70. lat).
Oleś Brothers & Theo Jorgensmann to trio, które może pójść w każdym kierunku. Może potraktować tereny, które zna, jako punkt wyjścia i podjąć drogę ku nieznanemu sprawiając niespodziankę zarówno sobie jak i słuchaczom. Jest to bardzo inspirująca sytuacja, gdy stajemy się świadkami, jak trzech ludzi bez oznaczania który jest ważniejszy, decyduje się muzycznie ze sobą rozmawiać, podejmować tematy, rozwijać je, nasycać treścią, budować kulminacje surfując jednocześnie po muzyce swobodnie i bez utraty kontroli nad wypowiadanymi myślami. Chapeau bas!
No co tu kryć potężny stał się to zespół i błyskotliwy, a ich muzyka imponująca i bogata. Kto więc go nie słyszał, ten…miał pecha, i to by było na tyle!
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.