Poważnie w Pardonie – Pat Thomas, Adam Pultz Melbye i Peter Ole Jørgensen

Autor: 
Anna Początek
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Lubię, gdy ludzie wychodzą z koncertu. Zazwyczaj oznacza to, że na scenie dzieje się coś, czego nie mogą znieść, coś, na co nie są gotowi. Na scenie więc na pewno dzieje się coś nieoczekiwanego, coś wartego przygotowania i skupienia. Ludzie znudzeni na koncertach – zasypiają. Wychodzą ci, którzy spodziewali się czegoś i tego nie dostali. Wychodzą ci, którym z muzyką niewygodnie. A ja lubię, gdy muzyka nie jest dopasowana do moich przyzwyczajeń i oczekiwań. Taką muzykę słyszałam wczoraj.

Pat Thomas za laptopem, Adam Pultz Melbye z kontrabasem i Peter Ole Jørgensen przy perkusji – dwóch zaprawionych twardzieli europejskich scen improwizowanych i młodszy współkreator tychże scen. Sprawcy przestrachu. W trakcie drugiego utworu kilku słuchaczy zwiewało tak szybko, że nie zważali już na to, że uciekają w najcichszym momencie utworu. Co mogło ich tak przerazić?

Przeraziła ich cisza. Trio grało ciszą – przez muzyków często niedocenianym, przez słuchaczy całkiem zapominanym, choć nieodzownym nośnikiem muzyki. Wczoraj muzycy przypomnieli słuchaczom, że nie dźwięki, a cisza między nimi stanowi o melodii lub jej braku. Thomas, Melbye i Jørgensen wydobywali tylko niezbędne dźwięki, często tak delikatnie, że aż na granicy percepcji. Krótkie, powtarzające się identyczne uderzenia w talerze, urywane, pozornie chaotyczne szarpnięcia strun, delikatne towarzyszenie elektroniki. Kompozycje rozwijały się powoli. Nieuważny słuchacz mógłby rzec: "oto czysta improwizacja! och, jak słychać, że grają to tu, tylko tu i teraz!".

Lecz nie, to nieprawda. Na przemyślenie, działanie według logicznego planu wskazywała  oszczędność gry. Ostrożne wydobywanie dźwięków, niespieszne badanie relacji brzmieniowych, dźwiękowa wiwisekcja. Chwilami jedynym żywym instrumentem na scenie okazywał się laptop. To może przestraszyć.

Gdzie melodia? Gdzie motyw? Gdzie podpowiedź? Gdzie, do diaska, rytm? Jakie to suche – jakby stukali w drewno. A ten komputer, co to, po co to? Odgłosy z kosmicznej plazmy? Jak to, kurcze, ułożyć w głowie? Jak mieć z tego przyjemność? Czy oni nie przesadzają? Niech przyspieszą! Gdzie ta forma?! Foremka chociaż. Niech sprawią choć odrobinę znanej frajdy! Robi się zbyt poważnie. Tak mogli myśleć uciekający wczoraj słuchacze (a było ich z dziesięcioro).

Tak. Bo było poważnie. Wczoraj w Pardon,To Tu mieliśmy nieoficjalny "epilog Warszawskiej Jesieni". Nietypowy to dla To Tu koncert, jednak jak przepięknie niespodziewany. Nieoczywisty. Dla ciekawych i wytrwałych. Nie wyobrażam sobie tego materiału na płycie. Ale jeszcze wczoraj nie wyobrażałam sobie tej muzyki.