Krakowska Jesień Jazzowa 2012 ruszyła pobudzona Defibrillatorem i potężnym brzmieniem Petera Brotzamnna
Jest wiele powodów by lubić jesień. Festiwal Krakowska Jesień Jazzowa, od 7u lat zapewnia już solidną koncertową dawkę jazzowych inspiracji. Odpowiedni rozpęd 7ej edycji miał zapewnić koncert Petera Brotzmanna ze szwajcarsko-niemieckim triem Defibrillator i, jak powszechnie wiadomo, jeżeli niemiecki saksofonista pojawia się na scenie to od odpowiedniego kopa celem nadania rozpędu martwić się należy.
Brotzmann, lat 71, przedstawił krakowskiej publiczności swój nowy projekt i wystarczy spojrzeć na nazwę grupy, która do współpracy zaprosił by spodziewać się związku doskonałego, zawiązanego w niebie (lub też piekle, zważywszy na jeden z przydomków lidera – Behemoth saksofonu). Od pierwszego momentu widać że młodzi gniewni dźwięków w popiele nie zasypują – ostre dźwięki elektronicznych sprzężeń, metalowa energia perkusji, psychodeliczne glissanda elektronicznie przetworzonego puzonu tworzą gęstą ścianę dźwięku.
Tym za co zawsze kochałem Brotzmann na koncertach to sposób w jaki dźwięki przez niego grane: brudne, rozwibrowane, niemal brutalne jawią mi się zawsze jako manifestacja jakiegoś naturalnego żywiołu. Oczywiście na pierwszy plan wychodzi zawsze siłową, dynamiczna natura jego stylu, trudno nazwać go muzykiem „lirycznym”, pomimo to muzyka Brotzmanna była dla mnie zawsze wypełniona całkowicie emocjonalną ekspresją która uderzała w jakieś prymarne, atawistyczne elementy ludzkiej (a być może animalistycznej) natury.
Podziwiam i doceniam chęć niestrudzoną poszukiwania nowych środków wyrazu oraz wystawiania się na próbę nowych muzycznych wyzwań (choć w obszernej dyskografii Brotzmanna podobne próby się już znajdą). W trakcie koncertu jednak nie potrafiłem znaleźć szukanej korelacji między prymarną naturą akustycznego instrumentu a technologiczną, sci-fi, hi-tech podbudową. Ku mojemu własnemu zaskoczeniu zresztą gdyż spodziewałem się, że grind-core'owo, noise-owe korzenie estetyki Defibrallatora będą pasowały do muzyki lidera idealnie. W gruncie rzeczy muzyka tria przekonywała mnie najbardziej wtedy kiedy Peter zostawiał ich na scenie samych – ogólne brzmienie zyskiwało na spójności, ciężar i mrok zyskiwał na wyrazistości.
W trakcie ponad godzinnej improwizacji były też i momenty, w których iskry poczułem. Jak energetyczny duet piorunującej perkusji i tenorowych krzyku saksofonu, jak współbrzmienie elektronicznych sprzężeń i cyrkularnych linii oraz przybrudzonego dźwięku tarogato. Oraz przede wszystkim niesamowicie atmosferyczny bis – przepięknie liryczny, głęboki tenor Brotzmanna otoczony chmurą tajemniczych elektronicznych „klików” oraz subtelnie rozbrzmiewających talerzy perkusyjnych. Moment w którym usłyszałem duszę w maszynie.
Biorąc pod uwagę moją opinię należy wziąć poprawkę na nieprzyzwoicie wysokie oczekiwania względem każdego koncertu Brotzmanna – ten w fotel nie wciskał, co nie znaczy, że nie intrygował. Na koniec pozostałem jednak elektro-sceptykiem. Na powróte Brotzmanna do Krakowa jednak ostrzę sobie zęby – już niedługo z kwartetem McPhee / Kessler / Zerang.
A tymczasem najważniejsze : 7ą edycje Krakowskiej Jesieni Jazzowej można uznać za otwartą! Impet został nadany, a nas czeka dwu-miesięczna muzyczna uczta. Zapraszam do Krakowa.
Peter Brotzmann - alto, tenor, tarogato
Defibrillator:
Sebastian Smolyn - electronic trombone
Artur Smolyn - electronics
Oliver Steidle - drums
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.