Jazztopadowe premiery w Lincoln Center
Atrium Lincoln Center. Przestrzeń dość nietypowa: na pozór wąska i podłużna, mogąca jednak pomieścić w swych progach ponad 300 słuchaczy. Ze ściany wyrastają tu dwa pionowe ogrody. Scenę zamyka zaś ściana pokryta wielkoformatową, włóczkową instalacją holenderskiej artystki Claudy Jongstra. „Where art lives free” - głosi hasło przewodnie Atrium. Co czwartki występują tutaj muzycy z bliska i daleka. Publiczność zaś zaczyna się gromadzić na długo przed rozpoczęciem koncertu. Spora część to bez wątpienia stali bywalcy, którzy w swych kalendarzach na dawno już wpisali czwartkowe muzyczne podróże w nieznane. Wczoraj Atrium we władanie przejął wrocławski festiwal Jazztopad, oferując Nowojorczykom dwa koncerty: solowy set Wacława Zimpla oraz amerykańską premierę utworu „Ahwaal” Amira ElSaffara.
Jako pierwszy na scenie pojawił się Wacław Zimpel. Klarnecista od kilku lat rozwija swój język solowej wypowiedzi. W Polsce mogliśmy nie raz oglądać go, otoczonego wieloma niebanalnymi instrumentami, na czele z równie efektownym akustycznie jak i wizualnie khaenem. Tym razem jednak - choćby z konieczności transatlantyckiej podróży - Zimpel fundamenty swoich wielogłosowych kompozycji wznosił z pomocą laptopa i miksera. Na nich budował kolejne piętra z dźwięków klarnetu altowego.
Ok 40 minutowy set składał się z trzech części. Pierwsza mogła przywodzić skojarzenia z bardzo trafną definicją muzycznego minimalizmu, porównującą kolejne powtarzające się sekwencje do morskich fal, które nieustannie, jedna za drugą uderzają o brzeg, jednak nie sposób na żadnym oceanie odnaleźć dwóch identycznych fal.
W drugiej części koncertu, struktura oparta była nakładanych, modyfikowanych i dekonstruowanych warstwach dźwięków, które Zimpel tworzył z pomocą instrumentu klawiszowego. Z loopowanym brzmieniem klarnetu tworzyło to potężną, żywą, zwartą muzyczną tkankę.
W trzeciej części dodatkową i niespodziewaną warstwę stanowił żeński głos. Zimpel sięgnął, jeśli się nie mylę, po nagranie Grety Thunberg - inicjatorki młodzieżowego strajku klimatycznego, która w tych dniach jest w Nowym Jorku, by wziąć udział w szczycie klimatycznym. W gąszczu tonów Zimpla słychać było wyraźnie słowa: „We are in the midst of a sixth mass extinction". Wielokrotnie preparowanym słowom towarzyszyły skompresowane dźwięki elektrycznej gitary i klarnetu.
Set wzbudził na wypełnionej do ostatniego miejsca widowni Atrium skrajne emocje. - I hated every second of it - powiedziała jedna z siedzących obok mnie słuchaczek, do swej przyjaciółki, która wnosiła na cześć polskiego klarnecisty okrzyki entuzjazmu. Tych drugich reakcji było w Atrium zdecydowanie więcej.
Ja sam mam pewien problem z nową muzyką Wacława Zimpla. Do grona psychofanów artysty dołączyłem już wiele lat temu, gdy esencją jego projektów była ich naturalna moc: prostota, czystość i siła swobodnie rozchodzących się akustycznych fal - niczym w jaskiniach Cefalu na Sycylii, które były jedną z inspiracji na pierwszej płycie kwartetu Hera. To oczywiście mój osobniczy problem i nie powinienem projektować go na to, co ten znakomity artysta tworzy bodaj 10 lat później, z użyciem bardzo odmiennych środków wyrazu. Szanuję to, choć sam tęsknię trochę za Wacławem-jaskiniowcem.
Po krótkiej przerwie scenę przejął Amir ElSaffar - trębacz, improwizator i poszukiwacz brzmień. Muzyk podróżuje po całym świecie - od Tunezji po Australie - by poznając nowe muzyczne konteksty jeszcze lepiej i pełniej zrozumieć dźwięki jego własnej kultury: urodzonego w Chicago syna emigrantów z Iraku. Właśnie przez wzgląd na tę muzyczną niepokorność, Piotr Turkiewicz zaproponował ElSaffarowi stworzenie nowego utworu z udziałem polskich artystów. Tak powstał „Ahwaal”, czyli „Stany świadomości” - na kwartet smyczkowy, kontrabas, klarnet oraz trąbkę, głos i perskie cymbały santur. W świat muzyki syryjskiej pod przewodnictwem ElSaffara wyruszyli zaś członkowie Lutosławski Quartet, Ksawery Wójciński i ponownie - Wacław Zimpel.
Kompozycja miała swoją prapremierę rok temu we Wrocławiu. Podczas prób ElSaffar zaprosił swych towarzyszy podróży do muzycznej medytacji nad syryjską skalą. Przynosił im szkice tematów - kolejnych stanów świadomości - a następnie słuchał ich propozycji na rozwinięcie motywów, notując je i wspólnie budując nową suitę. ElSaffar oprócz śpiewu, gry na trąbce i cymbałach jest przede wszystkim dyrygentem, a może mistrzem ceremonii, który przeprowadza zespół przez kolejne stacje między „strachem i radością, ekstazą i upojeniem, intymnością aż do trascendencji” - jak pisze autor o swoim utworze.
Muzycznie jest to świat zanurzony w brzmieniach bliskiego wschodu. Podstawowym elementem kompozycji są nieodzowne dla muzyki syryjskiej ćwierćtony a także skrajnie odmienna od europejskiej muzyki klasycznej, płynność czasu. - Jak dla mnie, ta muzyka mogłaby trwać i pół dnia - mówił mi po koncercie Marcin Markowicz z Kwartetu Lutosławskiego. Podobnego zdania była najwyraźniej zebrana w Atrium Lincoln Center publiczność, która po skończonej podróży przez tytułowe stany świadomości, nagrodziła muzyków owacją na stojąco.
Dziś Jazztopad przenosi się do Chicago - rodzinnego miasta ElSaffara - gdzie zamówiony przez Jazztopad utwór „Ahwaal”, zabrzmi ponownie, tym razem na finał pierwszego dnia HydePark Jazz Festival. W niedzielę zaś spotkanie polskiej i chicagowskiej sceny improwizowanej w klubie Constellation.
Jazztopad w USA zorganizowali:
Narodowe Forum Muzyki i Instytut Adama Mickiewicza.
Koncerty w Nowym Jorku wsparł także Polish Cultural Institute New York.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.