Jazz Jantar – relacja z pierwszego weekendu Festiwalu

Autor: 
Marta Jundziłł

Pierwsze tegoroczne Jazz Jantarowe starcie za nami. Starcie pomiędzy artystami prezentującymi bardzo wciągające, czasem nawet osobiste historie a niezmiennie wymagającą publiką gdańskiego Żaka. Po pierwszej rundzie festiwalu, obie strony wyszły zwycięsko. Muzycy zyskali nowych słuchaczy i mieli możliwość przeżycia swoistego katharsis na Suwnicowej Sali. Publiczność zaś dostała premierowe projekty, gęstą masę dźwiękową i rzecz najbardziej dla Jazz Jantaru charakterystyczną – muzyczną różnorodność.

Otwarcie 21. Festiwalu Jazz Jantar to jedno z najbardziej ekscytujących wydarzeń jesieni na mapie kulturalnej Trójmiasta. Tegoroczna edycja podzielona jest na trzy czasowe moduły, w efekcie czego Festiwal będzie nas trzymać w napięciu przez najbliższe trzy tygodnie. Ekscytacja, jaką napawa Jazz Jantar nie jest bezzasadna. Koncerty w ramach cykli Avant Days, All That Jazz, Polish Jazz Scene, Young Britain, Young America, Young Poland a w tym roku nawet - Young Lithuania są świetną okazją do rozeznania się w muzycznej scenie z całego świata. W tegorocznym line-upie nie brakuje też projektów premierowych, które zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem wśród bardzo chłonnej i otwartej publiczności z Trójmiasta.
I tak najciekawszym projektem premierowym minionego weekendu okazał się występujący w piątek Sekstet Kamila Piotrowicza z nowym albumem zatytułowanym „Product Placement”. 

Trzeci album wychodzący od młodego pianisty i kompozytora, pomimo że mocno awangardowy, przede wszystkim jest bardzo ilustracyjny. Mocno odnosi się do współczesnej rzeczywistości: konsumpcji, pędu i filozofii mieć zamiast być. Muzyka Kamila Piotrowicza pełna jest niepokojących ostinat i charakterystycznych efektów dźwiękowych („Wesele” czy zamrażająca suita „Intentions” są na to najlepszym dowodem). Podczas piątkowego koncertu, trudno było też nie zwrócić uwagi na świetne instrumentacje stworzone przez sekstet. Dublujące się niskie tony kontrabasowego smyczka oraz saksofonu barytonowego kontrastowały z pędzącymi improwizacjami fortepianowymi, a efekt z tego powstały wgniatał w żakowe krzesło. Nie bez znaczenia są tu z pewnością muzycy, którzy współpracują z Piotrowiczem: Emil Miszk, Piotr Chęcki, Kuba Więcek, Andrzej Święs i Krzysztofa Szmańda. Panowie podczas koncertu stworzyli jeden sceniczny organizm, żywiący się przenikliwą muzyką, której koniec końców nie sposób scharakteryzować w kategoriach gatunkowych. I sądzę, że na tym sekstetowi zależy najbardziej.

Drugi festiwalowy dzień należał do litewskiej formacji o wdzięcznej nazwie Brave Noises. Hałasu nie było tam zbyt wiele, ale brawury - co niemiara. Utwory, choć nieco tendencyjne i oparte na tym samym schemacie kompozycyjnym porwały publiczność i rozochociły ją do tego stopnia, że przyparty do muru zespół, mimo iż wyraźnie nie chciał, to ostatecznie zagrał krótki bis. Litewski zespół odznaczał się bardzo zróżnicowanym instrumentarium (trzy saksofony, gitara elektryczna, fortepian, gitara basowa i perkusja) i rozbudowanym brzmieniem w mocnej dynamice i przestrzeni dźwiękowej. Rzeczą najbardziej charakterystyczną tego wieczoru była jednak ich nadbałtycka energia, przejawiająca się w demonicznej grze pianisty (Mantvydas Pranulis) i wtórującemu mu zespołowi. Koncertową kulminacją był utwór „Brother Dolcino”, podczas którego panowie postawili na charakterystyczne solówki perkusyjne, w które zaangażowany był gitarzysta- Mindaugas Stumbras wystukujący synkopowany, iście sambowy rytm i wspomniany już pianista- Mantvydas Pranulis, zaciekle walący pałeczkami o jak się okazało, odpornego na uderzenia norda stage’a.

Nie samą muzyką człowiek żyje. Dlatego też w niedzielę 28.10 organizatorzy zadbali o literackie zainteresowania festiwalowiczów. Kameralne spotkanie z Magdaleną Grzebałkowską i dyskusja na temat jej ostatniej książki – „Komeda – Osobiste Życie Jazzu” to świetne dopełnienie koncertowego szaleństwa, które miało miejsce w ostatni weekend w Żaku. Duże zainteresowanie spotkaniem i pochlebne opinie zgromadzonych to dowód na to, że organizatorzy powinni podążać tym tropem i rozszerzać festiwalową formułę o powiązane z muzyką jazzową wydarzenia kulturalne. Po spotkaniu literackim, na festiwalową publiczność czekały jeszcze niezapomniane muzyczne wrażenia, za sprawą młodych muzyków z Pokusy XXL. Śmiało poszerzony zespół przeistoczył się z tria w oktet, dając pierwszorzędne świadectwo siły muzyki napastliwej, nieokiełznanej i nieznającej kompromisu. Pomimo początkowych obaw, wokal Małgorzaty Wrzosek sprawdził się w tym składzie, nadzwyczaj celnie podkreślając saksofonowe linie melodyczne, a całemu projektowi nadając rytualnego wymiaru. Zdublowane instrumenty, dźwiękowa niepokorność i formalna niedbałość oktetu sprawiła, że zespół zaczarował publiczność i okazał się czarnym koniem niedzielnego wieczoru.

I tak minął pierwszy weekend gdańskiego festiwalu Jazz Jantar. To dopiero wierzchołek lodowej góry, która w najbliższych tygodniach coraz śmielej będzie wynurzać się w Sali Suwnicowej gdańskiego Żaka. Co ciekawe, najlepszymi występami tego weekendu okazały się formacje, które z brzmieniem stricte jazzowym mają nie za wiele wspólnego. W jakie kierunki brzmieniowe zmierza więc współczesna scena jazzowa? Na to pytanie będzie można sobie jeszcze kilkakrotnie odpowiedzieć, bowiem przed nami jeszcze blisko 20 jazzjantarowych koncertów.