Hipnotyczna Msza Święta – kIRk w Pardon To Tu

Autor: 
Krzysztof Wójcik

Gdyby dźwięki występowały jako zjawisko namacalne, na przykład pod postacią jedzenia, muzyka, którą zespół kiRk rozlał wtorkowego wieczoru w klubie Pardon To Tu byłaby gęstym, wytrawnym budyniem. Zawiesiną mętną, pochłaniająca słuchacza jak bagno, zmuszającą do jedzenia żeby przetrwać, żeby nie utonąć. Smakowita uczta.

Podczas gdy zza konsolet Filip Kalinowski z Pawłem Bartnikiem generowali niezwykle przestrzenną, duszną muzyczną otulinę, Olgierd Dokalski z mistrzowskim ascetyzmem wplatał w podkład swą abstrakcyjną, nerwową trąbkę. Muzykom kiRka udaje się rzecz niełatwa – dokonują mariażu dźwięków akustycznych i elektronicznych tworząc nową jakość brzmienia. Organiczne sample, syntetyczna trąbka, kompozycje o linearnej, intuicyjnej strukturze, która będąc jednostajną, nie ociera się o monotonię. Wszystko to wypełniło przestrzeń klubu po brzegi. Konsumpcja dźwięków kiRka najdoskonalej przebiega w momencie gdy oczy są zamknięte, wówczas myśli mogą swobodnie dryfować wraz z muzyką. Płynnie po sobie następujące, premierowe kompozycje brzmiały niezwykle spójnie i śmiało mogłyby się ukazać pod postacią spontanicznego, koncertowego albumu.

W przypadku obcowania z muzyką zespołu takiego jak kiRk najbardziej komfortowa wydaje mi się właśnie sytuacja występu na żywo, podczas którego synteza brzmień jakiej dokonują muzycy jawi się w pełnej krasie. Podczas koncertu artyści zaprezentowali bardzo konsekwentne, dojrzałe i oryginalne brzmienie, które doskonale zafunkcjonowało w kameralnej przestrzeni klubu. Kilka tygodni temu relacjonując występ kiRka na warszawskiej Barce, pisałem o niezwykłej zdolności zespołu do tworzenia dźwięków intrygujących, lecz niekoniecznie absorbujących, jako o niebanalnej muzyce tła. Okazało się, że w zależności od zmieniającej się scenerii, kontakt z zespołem kiRk nabiera zupełnie innego charakteru, działa w inny sposób lecz równie mocno i jest to niewątpliwy atut otwartej formuły przyjętej przez zespół. Muzyka zaprezentowana w Pardon To Tu miała charakter intymny, bezpośredni i w pewnym sensie wzniosły, przypominający misterium lub Mszę – jak często nazywają swe koncerty sami muzycy.

Brzmienie kiRka odwołuje do poetyki snu, narkotycznych halucynacji, permanentnego niepokoju, jest w nim również swego rodzaju lokalna, słowiańska melancholia. I choć zespół miesza w swym graniu stylistyki dalekie od folku, to mimo wszystko można tę muzykę nazwać futurystyczną muzyką ludową. Już nie nadwiślańskich lasów i puszcz, a miejskiej dżungli - dusznej i nieco klaustrofobicznej. Jest to pod pewnymi względami rodzima odmiana tego co zaproponował Rob Mazurek w Sao Paulo Underground – na wskroś nowoczesny portret miejsca nakreślony muzyką zamiast farby. Jeśli miałbym wyszczególnić momenty, które ewidentnie zapadły mi w pamięć byłyby nimi chwile, w których Olgierd Dokalski zamiast trąbki sięgał po dziwny, mały instrument wydający z siebie wysokie, orientalne gwizdy. Przełamanie jednostajnego transowego motywu niespodziewanym uderzeniem elektronicznego talerza z nałożonym pogłosem również należało do momentów wyjątkowych, wręcz wywołujących ciarki. Cały koncert nie opierał się jednakże na ulotnych chwilach, lecz na całości, na pieczołowicie skonstruowanej muzycznej tkance, podszytej klimatem niesamowitości.

Pardon To Tu nie pozostało dłużne i odpowiedziało na godzinny set zespołu gorącymi brawami, dzięki czemu można było posłuchać bisu. Koncert utwierdził mnie w przekonaniu, że zespół kiRk jest zjawiskiem absolutnie wyjątkowym jeśli chodzi o współczesną scenę improwizowaną. Bardzo mocny, intensywny występ, o dużej dawce artystycznej samoświadomości.