Tyr-Gly-Gly-Phe-Met – Live At Jazzwerkstatt Bern
Kiedy album „Tyr-Gly-Gly-Phe-Met – Live At Jazzwerkstatt Bern” trafił w moje ręce nawet przez myśl mi nie przeszło, że wkrótce będzie płyta tak często słuchana. Rzadko do tej pory mi zdarzało się, że by duety wokalistów i perkusistów na tyle przekonywały mnie do siebie po pierwszym kontakcie z zapałem zacieśniać z nimi znajomość.
Tu, wydawało mi się, sprawa będzie tym bardziej przegrana, że o Andreasie Schaererze nie słyszałem wcześniej nic. A w kolejce do posłuchania leży na biurku Bóg wie ile jeszcze płyt. I przyznam szczerze jedyne co tak naprawdę skłoniło mnie, aby się z nią zapoznać to udział jednego z moich ulubionych europejskich perkusistów Lucasa Niggli – człowieka, który z równym powodzeniem zasiada w niemal progrockowo zwiariowanych zespołach typu STEAMBOAT SWITZERLAND, jak i w London Jazz Composers czy też miłych, nawet dla niewprawionego ucha, triach z Michelem Godardem na tubie i Luciano Biondinim na akordeonie.
No i stało się. Wyposażony w swój własny głos i zaplecze elektroniczne Schaerer i bogaty w talerze, perkusjonalia i zestaw perkusyjny Niggli sprawili, że od ich grania opędzić jest mi się bardzo trudno. Materiał, który tu usłyszymy to bootleg koncertowy, to także rzecz wyimprowizowana i niech nie zmylą nadane trzem utworom tytuły. Ten zabieg zastosowany został później. Na początku była ich wspólne muzykowanie na scenie i fascynująca podróż poprzez najróżniejsze stylistyki, kolory, przestrzenie i nastroje. Dziwna to muzyka. Zaklęta w lupy, krzyki, melodie, nakładane na siebie partie wokalne, raz mające charakter elektronicznego eksperymentu, raz wręcz uwodzące orientalnymi melizmatami skąpanymi w długich pogłosach. Dziwna, bo też uwięziona w ramy intensywnych rytmów, groove’u, migoczących brzmień perkusjonaliów i potężnych pohukiwań kotłów, które tak jak głos są równoważnym elementem całego obrazu. Ale nade wszystko fascynująca brzmieniem, precyzją narracji i znakomitym wyczuciem, jak konstruować głosowo- perkusyjny spektakl, przyprawiający niczym roller coaster o zawroty głowy.
Kiedy album wybrzmiał po raz pierwszy i pierwszy raz szeroko otworzyłem ze zdziwienia usta, że można w tak zajmujący sposób tworzyć muzykę na głos i perkusję, pojawiła się obawa czy bezdyskusyjna efektowność tej muzyki nie przemieni się w moim odczuciu w dotkliwą efekciarskość. Ale nie! Kolejne odsłuchy nie zmieniły niczego no może poza wzbierającą ciekawością jak ten zdumiewający duet zabrzmi w studiu.
1. Root Juice, 2. Tyr-Gly-Gly-Phe-Met, 3. Alchemia
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.