Special Encounters
Nie będę udawał dwu rzeczy. Po pierwsze, że znam od podszewki twórczość Pieranunziego. Po drugie, że jestem wielbicielem fortapianowych, jazzowych triów. Podchodzę do tego typu muzyki - niestety - z nastawieniem: będzie źle, będzie tak, jak już było, nic nowego mnie nie spotka, nie urzeknie.
Przyznam się również, że lubię dostawać od muzyki i muzyków po nosie. Przynajmniej nie rośnie ponad miarę. Przynajmniej uczy pokory - rzeczy, która jest najbardziej niedocenianą cechą krytyka. Nawet takiego, jak ja.
"Special Encounter" jest taką płytą. Zawiera taką muzykę. Zatwardziałemu antagoniście tego typu formuły, twierdzącemu, że jest ona wyeksploatowana do cna, do szpiku kości, potrafi dać wiele przyjemności.
Nie będę twierdził, że jest to wiekopomne dzieło. Kompozycje Pieranunziego, Hadena, oraz standardy, składające się na płytę, jak również ich wykonanie są tak urokliwe, że "aż brakuje tchu". To niesamowita rzecz, niesamowita umiejętność, wręcz władza muzyka, przekonać kogoś do siebie, do swej twórczości samą muzyką, jej wykonaniem. Trio Pieranunziego przekonuje. Podlegam tej muzyce od początku do końca. Od pierwszych, delikatnych dźwięków "My Old Flame", po końcową kompozycję lidera. Muzyka przejmuje delikatnością. Dochodzi do każdego zakątka. Głaszcze. Koi. Zaś balladowość całego repertuaru, w żaden sposób nie powoduje jakiegokolwiek cienia, nawet, znudzenia słuchacza. Nawet takiego jak ja.
Nie będę twierdził, że jest to absolutna rewelacja, jednakże jest to płyta, z którą winien zapoznać się każdy sympatyk fortepianowego grania jazzu, każdy sympatyk jazzowych ballad, każdy sympatyk delikatnych wybrzmień i doskonałych aranży. Nawet na tak mały skład, jakim jest trio.
Koniec, nic więcej nie dodam. Zachęcam, bo sam czuję się zachęcony. Do słuchania delikatności tych brzmień.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.