Solo
Przed niedawnym warszawskim koncertem tria Vijay'a Iyer'a miałem wielkie szczęście porozmawiać z leaderem. Zadawałem bardzo banalne pytanie - właściwie wszystkie sprowadzały się do jednego - o inspiracje. Iyer mówił tak, że pewien jestem, że rozmawiałem z wybitnym artystą. Kilkanaście minut później potwierdził to koncert jego grupy. Dziś trafia do naszych rąk kolejny dowód - jego płyta solo.
Vijay Iyer obecny jest w czołówce amerykańskich muzyków jazzowych od lat. Grał z Wadada Leo Smithem, Stevem Colemanem, Johnem Zornem czy Rudreshem Mahanthappą. Dopiero jednak europejski kontrakt z monachijską wytwórnią ACT wyniósł go na szczyty międzynarodowych plebiscytów jazzowych takich jak ankieta magazynu Down Beat (płyta trio "Historicity" najlepszym albumem 2010) czy rankingu stowarzyszenia amerykańskich krytyków jazzowych JJA (najlepszy artysta jazzowy 2010).
Płyta "Solo" to drugie nagranie dla ACTu - milowy krok, spełnienie marzeń ale też i jazda obowiązkowa dla każdego ambitnego pianisty jazzowego.
Nagrywanie płyty solo to coś więcej niż granie samemu. Pracując z trio staram się stworzyć przestrzeń twórczą dla grających ze mną muzyków. Na wzajem otwieramy dla siebie nowe możliwości. Grając solo musiałem znaleźć w sobie tego innego, którego mógłbym sobie przeciwstawić. Praca nad tą płytą była trochę jak nieustanne gapienie się na siebie w lustrze.
Na płycie znajduje się 11 kompozycji, z czego aż 6 razy sięgnął Iyer po twórczość innych artystów.
Album otwiera kompozycja "Human Nature" z repertuaru Michaela Jacksona. Za nią "Epistrophy" Theloniousa Monka, "Darn That Dream" jako ukłon w stronę pianisty Andrew Hilla i wczesna kompozycja Duke'a Ellingtona "Black & Tan Fantasy".
Zawsze kiedy gram kompozycję innych autorów pojawić się może pytanie, i zależy mi by stawiali je sobie moi słuchacze – co ten facet ma wspólnego z tym twórcą. Każdy utwór na płycie znalazł się na niej z konkretnego powodu. Nad "Human Nature" zacząłem pracę zaraz po śmierci Michaela Jacksona, o której z resztą dowiedziałem się w Warszawie, grając na WSJD. Jego muzyka poruszyła mnie, podobnie jak... miliardy ludzi na całym świecie. Usłyszałem ten utwór, wtedy kiedy ukazał się na płycie. Wcześniej niż jakiekolwiek nagrania jazzowe. "Black and tan Fantasy" było pierwszą kompozycją jazzową, którą nauczyłem się grać. Od kiedy usłyszałem Andrew Hilla grającego "Darn that dream" zacząłem inspirować się jego stylem, później był moim nauczycielem a potem zostaliśmy przyjaciółmi.
Iyer grając Jacksona wydaje się pozostawać dość wierny oryginałowi. Lekki i chyba najbardziej przystępny z całego albumu. Jednak wsłuchawszy się można dosłyszeć na co „Human nature” pozwoliło pianiście, co pozwoliło mu zbudować; jak kiedyś sam określił Iyer sens improwizacji, tworzyć spontaniczną architekturę.
Powrót do muzycznego dzieciństwa, doświadczeń czerpanych z dorobku innych muzyków jest tematem tej płyty, obecnym także w nowych kompozycjach Iyera. Kluczowym utworem wydaje się „Pattern” czyli patent, sposób, w jaki, po wielu godzinach prób i ćwiczeń udaje się przyswoić lekcję mistrza po to, by wykorzystać ją na własny sposób i wpleść w swój własny muzyczny język.
"Autoscopy" - jak mówi Iyer - odnosi się do stanu kiedy mamy wrażenie wyjścia poza nasze ciało. Wtedy z zewnątrz, najczęściej z góry, obserwujemy nasze zachowanie. Zdarza mi się przeżywać ten stan - kiedy gram na fortepianie.
Vijay Iyer wie co robi. W dodatku wydaje się, że ten młody, ledwie 30 letni muzyk, ma bardzo wiele nowych pomysłów na jazzowe granie, niezależnie czy tworzy sam, w duecie, w trio czy z orkiestrą. Wielki talent.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.