Reciprocity

Autor: 
Maciej Karłowski
Maria Grand
Wydawca: 
Biophilia Records
Data wydania: 
25.06.2021
Dystrybutor: 
Biophilia Records
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Maria Grand: saxophone, tenor; Kanoa Mendenhall: bass, acoustic; Savannah Harris: drums.

Maria Grand, jest u nas prawie nie znana, bo i skąd miałaby znana być. Jej koncert w Harvorsonowskiej formacji Code Girl, z różnych powodów nie doszedł do skutku, a dodatkowo ma dopiero 30 lat, pochodzi ze Szwajcarii, a to przecież nie jest jakoś pilnie śledzony przez naszego jazz fana kierunek. Co prawda mieszka od ponad dekady w Nowym Jorku, tam jednak trzeba pamiętać saksofonistów tenorowych jest tak wielu, że trud rozeznania się kto jest kim, o ile nie napisze o tym Down Beat na pierwszej stronie bardzo rzadko jest podejmowany. Najgorsze jednak, że Maria jest kobietą, co teoretycznie powinno ułatwiać jej dotarcie do świadomości, ale w praktyce jednak je wydatnie utrudnia, bo przecież jest też i tak, że - i tu cytat z jednego ze „światłych” decydentów polskiego świata kultury muzycznej - baba na tenorze to jakieś jaja są.

Marii niestety nie pomógł między Bugiem a Odrą także fakt, że jej debiutancki album Magdalena został uznany przez jedna z 10 najlepszych płyt jazzowych przez Bilaboard, ona sama natomiast znalazła się w czołówce listy najlepszych saksofonistów w ankiecie Jazziz, a Jazz Times po prostu uznał ją za zwyciężczynię tego rankingu w 2018 roku. Pochwał nie szczędziło jej też Jazz Journalist Association, ale i to okazało za mało, że przebić się w krainie rzekomo jazzem stojącej.

 

Na szczęście jednak życie jazzowe jest możliwe poza obszarem kultury nadwiślańskiej i są miejsca, gdzie talent taki jak Marii Grand ma szansę zostać dostrzeżonym. A dostrzegli go nie tylko dziennikarze i fani, a przede wszystkim muzycy. I na przykład taki Vijay Iyer powiedział na głos, że jest ona fantastyczną młodą saksofonistką, wirtuozką o zamaszystym tonie, odwadze konceptualnej i mocnej wizji muzyki. Nie skończyło się w jego przypadku na słowach. Maria stała się częścią jego koncertowych projektów, podobnie zresztą jak i działań takich muzyków jak Nicole Mitchell, Craig Taborn, Mary Halvorson, Jen Shyu, Aaron Parks, Fay Victor czy Joel Ross. Zaprosił ją do nagrań również sam Steve Coleman i jeśli chcielibyście posłuchać jej jak Maria wpisuje się w Colemanowski kosmos muzyczny to sięgnijcie po albumy Morphogenesis i Synovial Joints.

Teraz mamy początek 2022 roku, a Maria kilka miesięcy temu wydała swoją trzecią w katalogu firmy Biophilia płytę, zatytułowaną Reprocity. Tym razem jest to album triowy, nagrany w towarzystwie kobiecej sekcji rytmicznej, w której na kontrabasie gra Kanoa Mendenhall a na perkusji Savannah Harris. I tak sobie słucham tej płyty od czerwca ubiegłego roku i tak sobie myślę, że fajnie myłoby mieć w Polsce taki band i jeszcze fajniej byłoby, gdyby wybrał nazwę ONE Trio. Byłbym z takiej nazwy dumny.

Na razie jestem szczęśliwy, że Maria Grand umacnia się na mapie kreatywnego jazzu z silnymi korzeniami w historii i to musi wystarczyć. O tym zakorzenieniu, zdaniem wielu krytyków, świadczy szczególnie mocno skład instrumentalny, identyczny jak na legendarnej blue note’owskiej płycie Sonny’ego Rollinsa – A Night at the Village Vanguard. Przy całej nadmierności takiego sposobu myślenia, sądzę, że jest w nim coś w sumie zasadnego, ponieważ Maria swoją grą daje powody myśleć, że Rollins to ważna postać w jej saksofonowej drodze. Mam jednak wrażenie, że nie tyle same odniesienia do wielkiego mistrza są tu warte uwagi, ale bardziej to, że stają się one kanwą do snucia własnej opowieści i to zarówno w sposobie gry, jak i ogólnej kreacji. Ale tak, podobnie jak tamten band, sprzed ponad sześciu dekad, z Wilburem Warem i Elvinem Jonesem, jest pod względem mocy i wyrazistości gry do porównania. Być może nawet, jak twierdzą niektórzy Reprocity nie powstałaby, gdyby nie było wcześniej A Night at the Village Vanguard. Tego nie jestem całkiem pewien, ale postawiłbym trochę grosza, że nie powstałaby bez talentu i zmysłu twórczego wszystkich trzech muzyczek, które wcale nie grają muzyczki, ale bardzo czystą, nowoczesną jazzową muzykę przez duże M. Co więcej brzmiącą niemal jak statemant – oto jesteśmy, wiemy o czym gramy, jesteśmy na swoim miejscu i niech wam się nie wydaje, że nie poradzimy sobie w męskim świecie jazzu.

Życzę im tego bardzo, żeby sobie poradziły i będę im kibicował! Tak naprawdę jednak zachęcam żeby odłożyć na bok wszelkie emancypacyjny kontekst i po prostu zasłuchać się w muzyce z Reprocity ponieważ jest zwyczajnie bardzo dobra i do tego jeszcze bajecznie nagrana.  

 

 

 

 

 

Creation: The Joy Of Being; Whabri; Creation: A Home In Mind; Fundamental Pt. I; Fundamental Pt. 2; Creation: Ladder Of Swords; Prayer; Creation: Interlude; Now, Take, Your, Day; Creation: Superbear; Creation: Matrescence; Canto Manta; Creation: Welcome, Starseed.