Ninety Miles
Trzech utalentowanych muzyków ze Stanów pojechało do Hawany i z tamtejszymi młodymi gwiazdami fortepianu nagrało album. Tytułowe 90 mil dzieli Florydę od wybrzeży sławnej i egzotycznej wyspy Kuba. Czyli niewiele. A jednak ta odległość dzieli dwa zupełnie różne światy. Jak wynika z liner note autorzy płyty chcieli, by ten album stanowił uniwersalny, bo muzyczny, pomost między owymi światami. Czy im się udało?
Muzyka na tym albumie jest energetyczna, w większości taneczna. Zagrana w sposób nowoczesny, zawiera też elementy jazzu lat 30., 40. i 60. Są tu porywające, w tym kubańskie, rytmy. Świetne rzemiosło. Siła dużej orkiestry. Przestrzeń, zawrót głowy, przyjemny klimat. Muzyka, jaką chce się słyszeć w jazzowym klubie w starym stylu i tak słoneczna, jak wyobrażenia na temat tej szczęśliwej Kuby, która już odchodzi w przeszłość. Świetna płyta, jednak na co dzień do słuchania w całości chyba tylko w samochodzie lub na rowerze.
Każdy z grających tu muzyków działa w innych zespołach, w tym dwóch z nich w kraju, który powszechnie wydaje się skutecznie zamknięty na zewnętrzne wpływy (Stefon Harris udziela się między innymi w San Francisco Jazz Collective - o świeżej produkcji tego zespołu już niebawem opowiemy w Jazzarium). Pytanie jest, dlaczego ta piątka chciała nagrać tę płytę razem i dlaczego nadali jej tak znaczący tytuł? Dziś wielu muzyków z różnych stron świata spotyka się, by wspólnie tworzyć, nie wszyscy jednak nadają swojej pracy charakter kroku, że złośliwie nawiążę, milowego. Oczywiście, ktoś mógłby rzec, że praca z odizolowanymi przez lata Kubańczykami to wydarzenie samo w sobie. Jednak to muzyczne spotkanie jest miłe, ale muzycznie nie podkreśla znacząco ani biegunów Floryda – Kuba, ani ich cech charakterystycznych. A trzeba dodać, że album – oprócz muzyki – zwiera dokumentalny materiał filmowy i że projekt „Ninety Miles” ma własną stronę internetową. Dla mnie to delikatny przerost formy nad treścią, dlatego że w tym wypadku okoliczności spotkania nie mają zasadniczego wpływu na kształt prezentowanej muzyki. Nawiasem mówiąc, osobom ciekawym bardziej udanych muzycznych projektów-pomostów ostatnich lat polecam raczej przesłuchanie płyty Dee Dee Bridgewater z muzykami z Mali („Red Earth: A Malian Journey”, DDB Records 2007).
„Ninety Miles” to płyta przyjemna, ale niezobowiązująca. To nie cynizm, po prostu nie wiem, dlaczego autorzy obciążyli wydanie albumu niepotrzebnym społeczno-politycznym bagażem. Może to wina przesadzonej promocji, a może tylko delikatne zapędzenie się i wykorzystanie ducha muzyki do pozamuzycznych, mimo że szczytnych, celów?
1. Nengueleru, 2. E'cha, 3. City Sunrise, 4. The Forgotten Ones, 5. Black Action Figure, 6. Congo, 7. And This Too Shall Pass, 8. Brown Belle Blues, 9. La Fiesta Va
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.