Mandatory Reality
Joshua Abrams wraz z zespołem od lat płynie swoim własnym nurtem, skutecznie omija mielizny i nie ogląda się na nikogo. Nie próbuje na siłę iść z duchem czasu ery streamingu, dlatego próżno szukać “Mandatory Reality” oraz innych jego dzieł w popularnych serwisach i aplikacjach. Joshua Abrams, że użyję tego wyświechtanego stwierdzenia, ale w tym przypadku naprawdę trudno o inne, jest jedyny w swoim rodzaju. Na przekór wszystkiemu robi swoje.
Na płytach projektu Natural Information Society można znaleźć coś, co je łączy. Raczej nie szukałbym podobieństw w kategoriach konkretnego gatunku czy stylu. Tak jak już wspomniałem we wstępie, artysta ma swoją niszę, w której zazwyczaj doskonale się odnajduje. Wspólna cecha dotychczasowych wydawnictw to wszechobecny i momentami obezwładniający trans, który w połączeniu z hipnotycznym charakterem muzyki jest podstawą każdego albumu tego projektu.
Na potrzeby “Mandatory Reality” Joshua Abrams zebrał pokaźne grono współpracowników. Tym razem mamy do czynienia z oktetem. W składzie znaleźli się artyści grający na instrumentach dętych, gongach, tam-tamach, czy fletach. Lider tradycyjnie już niemal odstawia kontrabas na rzecz trzystrunowego afrykańskiego instrumentu giumbri. W zespole pojawia się nieoceniony Hamid Drake. Tym razem zamiast na perkusji gra na tabli, tarze i flecie. Jest też Ben Lamar Gay, czyli człowiek od zadań specjalnych i czołowy ekstrawertyk chicagowskiego labelu International Anthem.
Na “Mandatory Reality” Joshua Abrams przygotował ponad 80 minut transowej i hipnotycznej muzyki. Sposób prowadzenia narracji nawiązuje do mistrzów minimal music w rodzaju Steve’a Reicha, z drugiej zaś strony w ponad 40-minutowym, momentami mrocznym “Finite” można doszukać się wpływów The Necks czy Supersilent. Utwory biegną sobie swoim niespiesznym tempem. Szczególnie dzieje się tak we wspomnianym “Finite”, gdzie nowe elementy pojawiają się niezwykle rzadko i w długich odstępach czasowych. Motywy i stosowane instrumentarium w nieoczywisty sposób i przepuszczone przez jazzową wrażliwość nawiązują do muzyki afrykańskiej i bliskowschodniej.
Można rozkładać na czynniki pierwsze poszczególne utwory, ale nie da to nam obrazu całości. Joshua Abrams przeszedł tym razem sam siebie i zaprezentował muzykę wymagającą stoickiej cierpliwości od słuchacza. Wystarczy jednak podjąć rękawicę, a zostaniemy wynagrodzeni piękną i wciągającą opowieścią balansującą na granicy jawy i snu.
1. In Memory's Prism; 2. Finite; 3. Shadow Conductor; 4. Agree;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.