Recenzje

  • Live in Japan

    Zostaniecie przenicowani. Wywinięci na lewą stronę. Spotkacie się z burzą. Z cyklonem. Huragan zmiecie Was z powierzchi ziemi. Duet Brotzmann-Toyozumi nie ma zmiłowania dla uszu. Rozpoczyna od trzęsienia ziemi, a potem zwiększa napięcie. 

  • Soul Night Live!

    Willis "The Gator" Jacskon - saksofonista tenorowy zapamiętany przez jazzowych kronikarzy jako przedstawiciel jazzu szczególnie silnie zakorzenionego w bluesie i rhythm&bluesie. Nagrywał od lat 50., a przynajmniej z tamtego okresu pochodzi najwcześniejsze rejestrowane przez jazzowe leksykony nagranie, tak na marginesie. wydane przez chicagowska firmę Delmark.

  • The Living Music

    24 kwietnia 1969. Studio Rhenus, Niemcy. Spotkali się wówczas: Alex von Schlippenbach, Peter Brötzmann, Michel Pilz, Manfred Schoof, Paul Rutherford, Han Bennink, Buschi Niebergall oraz Fred Van Hove. Dzięki temu spotkaniu powstały dwa klasyki: "Nipples" kwartetu Brötzmanna oraz "Living Music" septetu  Schlippenbacha (bez Van Hove'a).

  • Family

    Wesołe rodzinne granie. Jazz z Tel Awiwu, ale całkiem amerykański. Przemiłe rodzeństwo zaprasza do odprężającej zabawy. Dwa saksofony i trąbka, w towarzyszeniu pianisty, świetnej sekcji i wyśmienitego wokalu zawirują nami tanecznym goroove’em oraz zaskoczą big-bandowymi aranżacjami.

  • Guru

    Panowie znają się nie od dziś: kontrabasista Piotr Lemańczyk, saksofonista Maciej Sikała, perkusista Cezary Konrad, trębacz Maciej Fortuna i David Kikoski na klawiszach. To wszystko dobrze znane osobistości polskiej sceny jazzowej z miłym dodatkiem Kikoskiego – amerykańskiego weterana, mającego na koncie grę z Royem Haynesem, Redem Rodney’em czy Mingus Big Band. Lemańczyk nawet nie próbuje ukrywać radości z powstania tego albumu. Prace nagraniowe przebiegły ekspresowo i wkrótce całość materiału została zarejestrowana w studiu Radia Gdańsk.

  • Liberetto

    Lars Danielsson – kontrabasista, wiolonczelista i kompozytor zadomowił się naszym rynku muzycznym. Stał się postacią, której kolejnych płyt wielu jazzfanów wygląda ze zniecierpliwieniem, a kiedy te już się pojawiają, prędko podążają do sklepów płytowych i kupują jej niemal w ciemno.

  • Trumpets

    Na What We Live zwróciłem niegdyś uwagę dzięki nieocenionemu Maćkowi Karłowskiemu i ze względu na to, że Zdziszek Gogulski zainteresował mnie niepozorną okładką z nazwiskiem Dave'a Douglasa. Płyta była znakomita, a wykonawcą Kwintet Jednego Dnia: Lawrence Ochs, Lisle Ellis, Donald Robinson - czyli What We Live oraz zaproszeni goście: Dave Douglas i Wadada Leo Smith.

  • Action–Refraction

    Bardzo dziwna płyta. Jest to dla mnie dawno niespotkany miks gatunków. Gdy słucham tego albumu jak jazzowego, trochę się marszczę, bo nie jest dla mnie jazzowym wyrazem indywidualizmu. Jednak kiedy podchodzę do niego jak do produkcji rockowej, zaczynam dostrzegać plusy – bo rock przyzwyczaił nas do tego, że czasem może w nim chodzić tylko o fun. Płyta nie staje się jednak mniej dziwna. Dlaczego?

  • Blue Sun

    Czy spokojna muzyka, spokojny, niespieszny jazz może jeszcze zainteresować? Od jakiegoś czasu zauważam, że duża część osób słuchających na co dzień jazzu wymaga od tej muzyki albo dosadnego swingowania rodem jeszcze z lat 30 ubiegłego wieku, albo "łojenia", "free" itp. - katalog tych określeń jest bardzo szeroki. Czy zatem muzyk, który proponuje odmienne podejście do materii jazzowej może być w dzisiejszej dobie ciekawy?

  • Organic Resonance

    Przez lata Braxton nauczył nas, że niewiele jest rzeczy, które na jego płytach pojawiają się przypadkowo. Wydaje się, że tak też jest w przypadku tego duetu. Już okładka zawierająca obraz Ornette'a Colemana oraz instrumentarium, jakie znajdziemy na płycie, starają się zasugerować o jakiego rodzaju rezonans może tu chodzić.

  • Ghost Of Electricity

    To już druga propozycja Junk Genius z jaką przyszło mi się zapoznać. Powiem szczerze, że pierwsza, wydana kilka lat wcześniej przez Knitting Factory nie zachwyciła mnie. Być może miał na to wpływ dobór repertuaru - bebop w klasycznej postaci nie jest dla mnie najbardziej interesującą propozycją, choć przecież zdaję sobie sprawę, że "to od niego wszystko się zaczęło". 

  • Winter Sun Crying

    Kto zna Williama Parkera i ma wyobrażenia na temat jego wyobraźni, będzie mile zaskoczony truizmem, że wyobraźnia mistrzów nie zna granic, a zaskoczenie free łaknących jest możliwe dla wielbicieli prawdziwie warsztatowej sztuki nawet w tak ciężkich, i jeszcze kryzysem pieniężnym steranych,  postmodernistycznych czasach.

     

  • Solar Ring

    Patronowanie płycie Macieja Fortuny jest wielką przyjemnością i nie dlatego, że artysta ten jest aktualnie, jakby to ująć, na wznoszącej, że zdarzały mu się nominacje do Fryderyków, a jego muzykę chętnie gości nawet Radiowa Trójka, co prawda nie w pasmach dziennych, ale już w studiu im. Agnieszki Osieckiej to i owszem. I to jest dobre.

  • It's Not About Melody

    Zacząłbym od lampki czerwonego, wytrawnego wina. Rocznik? Może niezbyt stary, ale niech przynajmniej ociera się o „reserve”. Musi być za to głębokie w smaku. I pozostawiać swą drugą tożsamość na języku, gdy już łyk się przełknie. Winno też mieć ciemno rubinową barwę, niemal czarną. Może być z lekkim szkarłatnym połyskiem. Do wina można dodać jakąś intymną atmosferę. Może to być wieczór. Mogą to być świece... W każdym bądź razie nie pełnia świateł. Po co?

  • Portico Quartet

    Pierwsze skojarzenie z Portico Quartet? Hang drum! To właśnie ten stosunkowo młody, bo wymyślony ledwie 12 lat temu, instrument perkusyjny, przypominający swoim kształtem latający spodek, a brzmieniem blaszany bęben z egzotycznych wysp, stał się znakiem rozpoznawczym czterech młodych Brytyjczyków, którzy swą karierę zaczynali od grania w ulicznych bramach - portykach.

Strony