Little Secret
Nikki Yanofsky. Śpiewa i wygląda od 2008 roku tak, że świat fonografii postanowił jej wysiłki uwieczniać na płytach. Gdy miała 12 zaśpiewała na słynnym Montreal Jazz Festiwal, a potem także na Olimpiadzie w Vancouver. Od tamtego czasu, wciąż młodziutka Kanadyjka nagrała trzy płyty.
Pierwsza była wydawnictwem lokalnym, po które sięgnęli słuchacze dopiero, gdy Nikki wypłynęła na wody szersze. Druga była już zasilona kapitałem wielkiej wytwórni, a więc dotarła do wszystkich, czy tego chcieli czy nie, a trzecia, niedawno co opublikowana, zamach weźmie pewnie jeszcze większy, bo w jej powstaniu pomoczył palce sam wielki Quincy Jones.
A Quincy wiadomo postać potężna i dodatkowo fan talentu Nikki. Marka gwarantująca co najmniej poklask i bajeczne choć może cale nie ponad miarę olśniewające aranżacje. Ostatecznie jak się w życiu tyle pięknej muzyki zrobiło i wyprodukowało „Bad” Michaela Jacksona to teraz można byłoby już siedzieć na tronie i tylko sygnować swoim nazwiskiem kolejne produkcje bez specjalnego wysiłku, tak jak podczas gdańskiej imprezy SOlidarity Of Arts. I tego wysiłku, i tej ręki Quincy’ego na najnowszej płycie Nikki Yanofsky za bardzo nie widać, ani nie słychać, ale też i to, co zza pleców Kanadyjki pobrzmiewa ni jak nie można uznać za słabe.
Śpiewania młodej pani także uznać za słabe nie sposób. Nie można także przypisać jej sugerowanego przez wydawcę jazzowego odniesienia. Nie wiem więc co jazzową część publiczności miałaby przy płycie zatrzymać się na dłużej. Natomiast tzw middle management będzie mógł trochę poblefować, jak to lubi i ceni światowy jazz. Można za to zaryzykować stwierdzenie, że brać klubowo-popowa będzie przy okazji słuchania płyty mieć szansę na dowiedzenie się o istnieniu czego takiego jak bigband i, że taki zespół to nie tylko retro błyskotka z zamierzchłych czasów ery swingu.
Co jeszcze można w związku z płyta Nikki? Można jeszcze miło i niezobowiązująco spędzić przy niej czas na tanecznej imprezie, tak jak to kiedyś bywało z Amy Winehouse (czyżby inspirowanie się Amy było tą właśnie tytułową małą tajemnicą?).
Utworów w sumie jest 12, wszystkie zamaszyście napisane i tak, aby rytmu nie pogubić, a wśród nich także Necessary Evil, najmocniejszy w moim odczuciu punkt płyty, w którym, kiedy przebijemy się przez maczkiem napisane cedits ujawni się nazwisko Charlesa Aznavoura.
Na koncert do Polski Nikki Yanofsky już trafiła. Ciekawe teraz kiedy jej płyta, choćby we fragmentach zagości do naszych rozgłośni radiowych i jeśli tak się stanie, czy znajdzie miejsce w eterowych primetime’ach. Powinna, choć nie widać za bardzo, żeby, pomimo ewidentnie popowego klimatu, ustawiła się do niej kolejka radiowa.
1. Something New 2:522. Blessed With Your Curse 3:243. Waiting On The Sun 3:554. Necessary Evil 3:455. Little Secret 3:196. Jeepers Creepers 2.0 2:597. Out Of Nowhere 3:368. You Mean The World To Me 2:289. Knock Knock 3:0010. Enough Of You 3:1211. Bang 3:1012. Kaboom Pow 3:20
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.