Landfall
„Landfall” to ponad godzinny mroczny performance. Apokaliptyczny spektakl w wykonaniu nowojorskiego Kronos Quartet i 70-letniej artystki — Laurie Anderson. Przez ostatnie lata „Landfall” wykonywany był na wielu festiwalach i koncertach, a w lutym br. został wydany na albumie o tym samym tytule. Ponad 70-minutowy performance opowiada o huraganie Sandy, który w 2012 roku dotknął Stany Zjednoczone. Jest więc bardzo ilustracyjnie, molowo i mętnie. A do tego eksperymentalnie a momentami... wzruszająco.
Kronos Quartet to bodaj najsłynniejszy kwartet smyczkowy na świecie. Grupa Davida Harrisona w muzyce działa już od ponad czterdziestu pięciu lat. W tym czasie Kronosi współpracowali z największymi kompozytorami muzyki współczesnej (między innymi z Henrykiem Góreckim). Dużą popularnością przyniósł im słynny soundtrack do „Requiem dla Snu” Darrena Aronofsky’ego. Przy tym wszystkim Kronos Quartet nie zapominają o muzyce eksperymentalnej. Te skłonności wykorzystała awangardowa „Supermanka”, performatorka i czarodziejka słowa - Laurie Anderson, która zaprosiła ich do swojego najnowszego projektu pt. „Landfall”.
„Landfall” to w zasadzie jeden przejmujący utwór. Posiada aż trzydzieści pojedynczych ścieżek łącznie dających ponad siedemdziesiąt minut muzyki. Nie warto słuchać tego materiału w rozproszeniu, wybierając pojedyncze numery, całość jest bowiem mocno komplementarna. Utrzymana w ciężkim apokaliptycznym klimacie, wywołującym na ciele dreszcze. A to za sprawą elektronicznie zmodyfikowanych głosów („Nothing Left But Their Names”) lub dobitnych szeptów w wykonaniu Laurie Anderson („The Nineteen Stars Of Heaven”) a to ilustracjach burzy lub tykania nieubłaganego zegara („Dreams”). Sonorystyczne efekty w wykonaniu kwartetu, ich perkusyjne wykorzystywanie instrumentów smyczkowych i zaloopowane szmery wzmagają efekt wewnętrznego rozjuszenia. Muzyka Anderson utrzymana jest w molowej tonacji nieprzyjemnego rozchwiania i smutku. Przez tę ciemną chmurę napięcia muzyka na „Landfall” może wydać się monotonna i rozciągnięta. Album posiada jednak swoje perełki: wybijające z morowego rytmu mocno elektroniczne utwory jak „Never Think It Will Be” lub fragmenty bardziej kantylenowe, bazujące na przepięknej linii melodycznej skrzypiec, jak „The Water Rises” czy „Old Motors And Helicopters”.
„Landfall” oprócz warstwy muzycznej to również warstwa słowna. Tutaj upust swojej kreatywności daje Laurie Anderson. Perfekcyjnie recytuje każde słowo, interpretując każdą nawet najkrótszą sylabę. Żaden oddech w wykonaniu tej artystki nie jest przypadkowy. U niej wszystko ma swój czas. Doskonale operuje ciszą, dzięki której często uzyskuje dużo większe napięcie niż za pomocą głośnych środków.
Również treść jest tu nie bez znaczenia. „Landfall” to przede wszystkim opis osobistego doświadczenia kataklizmu, który dotknął Laurie Anderson i jej nieżyjącego już męża. Momentami bardzo intymny, innym razem ekstrawertyczny obraz poszczególnych stadiów mierzenia się z nieokiełznanym żywiołem. Z żywiołem, który wielokrotnie już pokazał, że nie można z nim negocjować.
1. CNN Predicts a Monster Storm; 2. Wind Whistles Through the Dark City; 3. The Water Rises; 4. Our Street Is a Black River; 5. Galaxies; 6. Darkness Falls; 7. Dreams; 8. Dreams Translated; 9. The Dark Side; 10. Built You a Mountain; 11. The Electricity Goes Out and We Move to a Hotel; 12. We Learn to Speak Yet Another Language; 13. Dawn of the World; 14. The Wind Lifted the Boats and Left Them on the ...; 15. It Twisted the Street Signs; 16. Then It Receded; 17. The Nineteen Stars of Heaven; 18. Nothing Left but Their Names; 19. All the Extinct Animals; 20. Galaxies II; 21. Never What You Think It Will Be; 22. Thunder Continues in the Aftermath; 23. We Blame Each Other for Losing the Way; 24. Another Long Evening; 25. Riding Bicycles Through the Muddy Streets; 26. Helicopters Hand over Downtown; 27. We Head Out; 28. Everything Is Floating; 29. Gongs and Bells Sing; 30. Old Motors and Helicopters
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.