The Kraków Letters
Rafał Mazur i Keir Neuringer działają bez większego rozgłosu, ale przez z górą dekadę wspólnej gry przeszli już niejedno. Wiedzą o sobie bardzo wiele i od czasu do czasu stan tej wiedzy rejestrują. Dotychczas ich albumy przechodziły raczej bez echa. Teraz nakładem For Tune ukazuje się płyta Kraków Letters, na której nie na pergaminie i nie za pomocą atramentu, a swoim zwyczajem - dźwiękami na poliwęglanowych krążkach muzycy zapisali cztery improwizowane listy, które być może tym razem dotrą do większej liczby osób.
Mazur do Neuringera, Neuringer do Mazura. Obaj są niby na scenie i dla publiczności (materiał zarejestrowano live w krakowskich Literkach), ale w zasadzie grają tu między sobą. Nie sądzę jednak, aby słuchacze, zarówno ci obecni wtedy na koncercie jak i ci, którzy teraz słuchali będą płyty mieli im cokolwiek za złe. Funkcjonując na takim poziomie porozumienia inaczej się nie da. A Kraków Letters słucha się z dużą przyjemnością.
Formuła, w jakiej grają jest prosta. Wszystko odbywa się u podstaw. Od pierwszego spotkania, które miało miejsce w 1999 roku nic się nie zmieniło. Saksofon altowy i akustyczny bas to wszystko, czego nowojorczyk Neuringer i krakowianin Mazur potrzebują do szczęścia. „Nie mogliśmy się porozumieć w żadnym języku, Keir nie mówił po polsku, a ja po angielsku. A jednak graliśmy w duecie prawie całą noc, jakbyśmy się znali i grali ze sobą od lat” – pisze o tamtym spotkaniu we wkładce albumu krakowski muzyk. Spotkanie to miało miejsce właśnie w „mieście królów” i tam duet nagrywa wszystkie swoje płyty. Panowie oorozumieli się więc w lot i ich kolejne koncerty są kontynuacją nawiązanej wówczas rozmowy – ale improwizatorzy tak aktywni rozwijają swój warsztat nieustannie i teraz ich muzyka jest pełniejsza niż kiedykolwiek przedtem.
I rzeczywiście, „Krakowskie Listy” rozpoczynają się bez zbędnych wstępów. Nie ma nagłówka ani dedykacji, od razu wchodzimy w środek gęstego dialogu, gdzie inspirowany hipnotyczną, cyrkulacyjną techniką Evana Parkera Keir Neuringer wyznacza rytmiczny puls modulując natężenie dźwięku swego altu, zaś wokół tego trzonu wije się mocno rysująca się linia basu Mazura. Kiedy po pewnym czasie improwizacja zbacza z wytyczonego w ten sposób toru, zaczyna rozbrzmiewać całą plejadą różnorakich barw, a muzycy ruszają na podbój nowych przestrzeni. Dzieje się dużo i niekoniecznie w wysokich rejestrach, choć te zdecydowanie przeważają. Ani Mazur, ani Neuringer nie należą do zgłębiających ciszę, w dużej mierze liczy się dla nich akt. Główny kierunek wyznaczają tu szostkie, zgrzytliwe kaskady altu i ekspresyjne, zawikłane przebiegi basu, a Mazur i Neuringer nie szczędzą sił. Słychać tu szereg technik - w liście trzecim pojawiają się na przykład smyczkowe spiccato i tongue-slapping, w czwartym słychać zaś echa niemal tradycyjne. Muzyka jest szeroka i wyrazista, nawet zaś, gdy partnerzy zdają się podążać odmiennymi ścieżkami, przez cały czas de facto grają blisko siebie. Tak jak na prawdziwych partnerów i przyjaciół przystało. Koniec końców zmierzają przecież do tego samego celu – nawet jeśli tutaj celem jest sama droga.
1. Letter #1 (Neuringer to Mazur); 2. Letter #2 (Mazur to Neuringer); 3. Letter #3 (without words); 4. Letter #4 (narrative of a non-narrative narrative).
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.