Do tej pory wydawało mi się, że Joe Morris jeśli już coś nagra, to zawarta na płycie muzyka, a przede wszystkim dźwięki grane przez niego, zawsze będą stanowiły pewną barierę dla słuchacza. Dopiero po zmierzeniu się z wyzwaniem, po jej przejściu, odkryje się wspaniała, pełna piękna muzyka. Tymczasem omawiana propozycja kwartetu gitarzysty jest prościutka jak dobrze wyheblowana deska. Chwyta za serce od pierwszego dźwięku i tak już trzyma. Zakochać się można w tej muzyce.