Oylam
Uwaga piękna płyta! Manfred Eicher ma już od dawna swój zbiór muzyków, głównie europejskich, skandynawskich, często (choć nie zawsze) bliżej drugiej młodości. Na ECMowskich płytach grają oni w najróżniejszych konstelacjach i właściwie zawsze efekt ich muzycznego spotkania wart jest uwagi. Kiedy jednak ukazuje się informacja, że Eicher wydaje płytę debiutantce, w dodatku zza oceanu, w dodatku płytę solową ciekawość wzrasta...
Judith Berkson jest sopranistką, pianistką, akordeonistką, kompozytorką a nawet kantorem w Synagodze.
Ma na koncie ma m.in. współpracę ze Stevem Colemanem, Kronos Quartet a także dobrze przyjętą płytę "Lu-lu" (Peakock Recordings). Prowadzi zepół "Platz machen", reinterpretujący muzykę żydowską. Swojego czasu zagrała nawet koncert w Krakowie na Festiwalu Kultury Żydowskiej.
Jej najnowsze dziecko nazywa się "Oylam", czyli świat, rzeczywistość, to co stworzone.
Płyta jest szalona, piękna a nawet fascynująca.
Choć Berkson obok klasycznego fortepianu wykorzystuje ma płycie brzmienia elektro-akustyczne Rhodesa, Wurlitzera czy Hammonda, brzmienie "Oylam" definiuje jej głos. Płyta na początku wydaje się prosta i kameralna, jakby nagrywana była wieczorami, w pustym mieszkaniu, trochę dla zabawy, ćwiczeń czy dla kurażu. Po kilku utworach wychodzi na jaw, że album jest bardzo dokładnie przemyślany.
Fortepianowe "Goodby friend" stanowi klamrę kompozycyjną całości, w której mieszczą się i mieszają idiosynkrastyczne kompozycje takie jak "Inside good times", "Me re do", w których głos Berkson gra, bawi się z jej instrumentami - gonią się, chowają, przekrzykują, przybierając kolejne nastroje w kolejnych odsłonach. W tę nowoczesność, czy awangardę ekspresji wplecione są dwa ukłony w stron klasyków: Cole'a Portera ("All of You") i braci Gershwinów ("They can't take that away from me"). Dopisując się niejako do tradycji jazzowych śpierwników Berkson przetwarza je, piosenki zamieniając w dźwiękowe podróże z przygodami.
Najbardziej niezwykłym i chyba najpiękniejszym elementem "Oylam" są Berksonowskie wykonania pieśni z tradycji żydowskiej - hymn kantoralny "Ahavas Oylam" i zupełnie zjawiskowe wielogłosowe wykonanie w jidysz i a capella "Hulyet, Hulyet". W ten nastrój świetnie wpisuje się jej interpretacja "Der Leireman" Franza Schuberta.
Jak widać "Oylam" jest przebogatą podróżą przez różnorodne fascynacje muzyczne Judith Berkson. Pod wspólnym mianownikiem jest głosu i pianistyki spotykają się klasyka jazzu z awangardą i eksperymentem, tradycja żydowska z XIX wiecznym romantyzmem. Całość tworzy nowoczesny, a za razem wolny od sezonowych mód, kompletny, spójny - piękny Album.
a tutaj jego próbka
P.S.
Warto przy tej okazji wspomnieć, że ECM, choć nie często, wydaje płyty poszukujących wokalistek, by wspomnieć Meredith Monk, czy - mniej znaną - Normę Winstone (ostatnia, świetna płyta "Distances"). Polecam wszystkie Autorki.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.