Top 3 XXI Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie wg. Mirona Zajferta
Autor:
Miron Zajfert
Zdjęcie:
Na miejscu 3 w moim zestawieniu, co będzie zapewne zaskoczeniem, to taki niesłychanie kameralny, bardzo intymny koncert, który Lorin Sklamberg wykonał solo w klubie festiwalowym Cheder Cafe. Lorin Sklamberg był sam, miał akordeon, który od czasu do czasu zamieniał na gitarę. Dwa bodajże razy przesiadł się do instrumentu klawiszowego. Człowiek ze swoim niesamowicie ciepłym, takim przyjaznym, otwartym dla wszystkich, głosem. Wykonał w zasadzie kilka tradycyjnych pieśni żydowskich. Wykonał kilka piosenek z 3-częciowego projektu chasydzkiego, który tworzył i tworzyć będzie, mam nadzieję, z Frankiem Londonem. Było w tym jego solowym koncercie tyle czegoś, co ja chyba cenię najbardziej – prawdy. Była to taka nostalgiczna, prawdziwa niesłychanie, podróż po tradycyjnej i współczesnej muzyce i piosence żydowskiej.
Nr 2 to cały kompleks zdarzeń wokół muzycznych, czyli coś, co funkcjonuje jako „Żydzi na winylach”. Wystawa w Muzeum Etnograficznym, która prezentowała stare, winylowe płyty, okładki z lat ’40, ’50, ’60, ’70, ‘80 nawet jeszcze ubiegłego wieku, ale wystawa ta bardzo ciekawa i bardzo interesująca nie byłaby tak pełna, gdyby nie cykl 3 wykładów o tej muzyce, o tamtych czasach, o tamtej epoce. Trzech wykładów znakomicie przygotowanych i znakomicie poprowadzonych przez autorów wystawy, przez autorów tego całego projektu.
Niesłychanie ciekawa oprawa multimedialna do tego, zdjęcia, plakaty, okładki płyt, fragmenty utworów. Kawał historii muzyki żydowskiej w Ameryce, kawał historii muzyki amerykańskiej, tak właśnie postrzeganej w kontekście twórczości żydowskiej, a zarazem i pewnych związków pomiędzy twórczością muzyczną w ogóle amerykańską i zaistnieniem w tym twórczości żydowskiej. I to jest nr 2 na mojej liście festiwalowej.
Absolutnie dla mnie nr 1, zaskoczenie, wręcz coś, co mnie powaliło nawet to był koncert The Sway Machinery z Khairą Arby.
To herezja muzyki żydowskiej, połączona z herezją muzyki malijskiej stworzyła taki wulkan, że synagoga temple w czasie ich koncertu aż się tak próbowała unieść ku górze. Żywioł, dynamit, ekspresja. No nie wiem jeszcze jak to nazwać. Gdzie chłopcy w Brooklinu The Sway Machinery, których ja widziałem 2 lata temu. Wtedy już się zapowiadało, że będzie radykalna i ostra jazda, a teraz grają tak, co można zrekapitulować, no po prostu nie biorą jeńców. To jest takie ostre afro-beatowo-punkrockowe granie, aczkolwiek cały czas to gdzieś tam tkwi głęboko w jakiejś tradycji, jakichś źródłach pieśni synagogalnych, czyli te kulturowe klimaty są tak co prawda głęboko, ale cały czas czytelne. No i połączenie tego z charyzmatyczną wokalistką, Khairą Arby, która jest Malijką, ale tylko i wyłącznie ze swojego miejsca zamieszkania. Ona jest Tuareżką i właśnie śpiewa takiego bluesa-rocka tuareskiego, którego no choćby znamy z tego co gra, co śpiewa Tina River z tym, że jest ona wokalnie i ekspresyjnie dużo ciekawsza i dużo lepsza od Tinariven.
Te dwa żywioły spotkały się i był to koncert niezapomniany. Taka rzecz, która rzadko mi się zdarza, ja w swoim życiu widziałem dziesiątki koncertów, natomiast po raz pierwszy zdarzyło mi się coś takiego, że ten koncert śnił mi się w nocy po jego obejrzeniu. Niesamowite. I to był nr 1 na mojej festiwalowej liście przebojów.
(powyższy tekst jest spisaną wypowiedzią Mirona Zajferta, dyrektora Festiwalu Nowa Muzyka Żydowska, warszawskiego przyjaciela Krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej. Wysłuchał Kajetan Prochyra, współpraca al.)
Wykorzystane w tekście zdjęcie pochodzi ze strony krakowskiego festiwalu.