In Common 2
To już drugie wydawnictwo wspólnego projektu saksofonisty Waltera Smitha III i gitarzysty Matthewa Stevensa. Pierwsze ukazało się w 2018 roku i było całkiem ciekawą propozycją dla fanów nowoczesnego jazzu środka. Po dwóch latach artyści postanowili kontynuować serię wydawnictw zatytułowanych “In Common”, choć może druga odsłona to jeszcze nie powód i za wcześnie, żeby spodziewać się dalszego ciągu tej dobrze zapowiadającej się historii.
Walter Smith i Matthew Stevens zmienili skład, zagrali jeszcze lepiej niż poprzednio, tylko zapomnieli chyba o miłośnikach sztuki bardziej wyrafinowanego projektowania okładek płytowych. Szefostwo brytyjskiej wytwórni Whirlwind Records po prostu skorzystało z grupowego zdjęcia z pierwszego albumu i bezpardonowo wkleiło przerośnięte głowy nowych członków do korpusów nieobecnej sekcji rytmicznej. W ten sposób pianista Micah Thomas, basistka Linda May Han Oh i perkusista Nate Smith spoglądają na Ciebie, Drogi Słuchaczu, ponad strojami swoich poprzedników. Grafik płakał jak projektował, co do tego nie mam wątpliwości.
Jednak w takich przedsięwzięciach na szczęście liczą się przede wszystkim dźwięki, a do tych żadnych uwag zgłaszać nie będę. “In Common 2” przez długi czas nie opuszczało mojej playlisty i wciąż z chęcią do tego wydawnictwa wracam. A zawiera ono dziesięć utworów, które przykuwają uwagę świeżością, spontanicznością i silnie akcentowanymi, wpadającymi w ucho motywami. Melodie często budowane są na prostych riffach, nastrojach łączących melancholię z łagodnym eksperymentowaniem. Każdy z instrumentalistów ma pozostawioną przestrzeń do tego, by zaprezentować się jak z najlepszej strony. Muszę przyznać, że na “In Common 2” szczególnie przypadła mi do gustu gra Kanadyjczyka Matthewa Stevensa. To jego gitarowe frazy najbardziej zapadły mi w pamięci i nawet nieco mdłe solówki w jego wykonaniu nie zmieniają tego stanu rzeczy.
Dziewięć utworów to oryginalne kompozycje, tylko otwierający “Roy Allan” jest hołdem dla nieżyjącego już Roya Hargrove'a. Wszystkie układają się w przekonującą całość. Nie są zbyt rozwlekłe i przegadane. Wraz z ostatnimi sekundami “Type Rider”, które zamyka album, pozostaje niedosyt i chęć dalszego obcowania z muzyką tego kwintetu, co w moim przekonaniu jest zdecydowanie wskazane.
Roy Allan; Lotto; Cowboy; Clem; Van Der Linde; Provinces; General George Washington; Little Lamplight; Opera; Type Rider
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.